Jacek Yerka |
Świat powstał z błota, wody, ognia, powietrza, gdzie
został wtrącony okrzyk „tylko nie ruszaj mnie!”,
co wyrwał się z rośliny, z gardła dopiero później,
byś nie rzekł, że na świecie nie było nic prócz próżni.
Potem powstały izby, rzeczy, miłość, a w niej
zbieżność przeszłości z przyszłym i arii z TBC.
I poszły w ruch litery, przed oczami się mieniąc.
Straszna sama dla siebie była pustka nad ziemią.
Wpierw odczuły to ptaki, choć gwiazda bez wątpienia
może być częścią w drozda rzuconego kamienia.
Każdy dźwięk: śpiew, szept, czy też dęcie w dudy — to wszystko
jest skutkiem tarcia rzeczy o własne środowisko.
W skrzeku, obłym obłoku, rozbłyskach nocnych planet
słychać „tu nie ma miejsca" — słowa zawsze te same,
jak echo młotka cieśli, lub stukot SOS,
potocznie to wygasłych słońc pulsowanie jest.
Słuchając „precz, zabieraj manatki, wynoś się!”,
już nawet sama przestrzeń zwana po prostu tłem
życia, mocno oślepła skutkiem akt personalnych
przechodzi w stronę czasu, gdzie brak ciał materialnych.
Nie bój się, ja tam byłem — to nic strasznego, zwłaszcza
że tam na samym środku stoi przędzalnia zmarszczek.
Pracuje na surowcu, który jest wciąż od nowa
uzupełniany, póki będą nas produkować.
Josif Brodski
przełożyła Katarzyna Krzyżewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz