Acheron
Podczas choroby odwiedziłem brzegi Acheronu.
Szedłem długo w dół czy w górę nie wiem.
Szybko straciłem orientację poziomu, pionu, spadku, wzniesienia,
Przestało ważyć moje serce.
Szedłem wzdłuż zimnego jak nieszczęście muru,
Wzdłuż muru z głazów chropawych i oślizgłych.
Nie było dnia, nie było nocy, w końcu zabrakło nawet muru.
Byłem otoczony tłumem, ale nie widziałem nikogo.
Czułem, że jestem nad rzeką, lecz była to rzeka nieruchoma.
Byłem w królestwie braku tego wszystkiego, do czego przywykłem.
Mary tu cierpią z braku obrazów, głosów, z braku oddechu,
Z braku wolności poruszeń.
Po naszej stronie jest tak wiele powietrza, tak wiele żywiącej wody.
Nie wiemy już jakie to szczęście móc poruszać się
Jak ptaki w powietrzu, jak ryby w wodzie,
Jak ptaki rysujące wielkie linie,
Jak ptaki z migocącym okiem, jak ryby z nieruchomym,
Tam niemy krzyk duszących się i nie mogących się udusić
Tam nie ma wyboru miejsca
Tam nie ma miejsca, by postawić stopę, a cóż dopiero całego siebie.
Z zawiązanymi oczami, z rękawami związanymi z tyłu
Snują się, by się nigdy nie dosnuć do snu ani do jawy.
Nie ma takiego siłacza, co by poruszył Acheron!
Mieczysław Jastrun
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz