Pieśń dwudziesta pierwsza (dla D)
W piękne dni końca świata, gdzieś w Europie Środka,
w epoce późnych śniadań, przemądrzałych skrzynek
i piejących słuchawek, w krainie blondynek
najpiękniejszych na świecie (koniec pierwszej zwrotki)
i najbrzydszych blondynów, wszystko, co robiłem,
kończyłem w twych ramionach. Mogłem więc stukrotnie
powtarzać każdą czynność i wierzyć w porządek
przypływów i odpływów, w cykle (tu przecinek),
cudowną powtarzalność. Parzyć ten sam wrzątek
i pisać dziesięć wierszy z pomocą dwóch rymów
dla tej jednej puenty. I to, co wypiłem,
liczyło się podwójnie, z powodu wyjątku,
jaki wśród praw fizyki wprowadziła miłość,
dotykając wszystkiego, co mogła napotkać
pomiędzy mną a tobą, odmieniając obraz
tych ścian, mebli, pościeli za twoją przyczyną.
W te dni najpiękniejsze, gdzieś w Europie Środka,
w epoce późnych śniadań, gadających skrzynek
i piejących słuchawek, kochałem dziewczynę
ponad wszystko, co język mógł udźwignąć (kropka).
Tomasz Różycki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz