Te korytarze
Te korytarze, którymi idę przy blasku pochodni
Słysząc, jak woda kapie na strzaskane płyty.
W głąb, w głąb góry. W niszach popiersia przyjaciół.
Oczy ich marmurowe, tylko światło i cień
Kładą krótko na twarzach cierpki grymas życia.
Tak, coraz dalej, labiryntem w ciemne wnętrze,
Bez koboldów, z echem własnych kroków.
Aż u wejścia, które zamknięte głazem lawiny będzie zapomniane,
W jodłowym lesie nad spadającym z lodowca potokiem,
Łania urodzi cętkowanego jelonka i powietrze rozwinie
Swoje piękne liściaste spirale innym oczom, jak mnie kiedyś.
I odkryta będzie na nowo każda radość poranka,
Każdy smak jabłka zerwanego w wysokim sadzie.
Więc nie mogę być spokojny o to, co kochałem.
Ziemia poniesie akwedukty, amfory, świeczniki mosiężne.
A kiedy któregoś dnia psy goniące niedźwiedzia
Wpadną w skalną szczelinę i ludzie dalekich pokoleń
Odczytają na ścianach kanciaste nasze litery -
Zdziwią się, że z tego, co ich cieszyło, znaliśmy tak wiele,
Choć nasz daremny pałac znaczy już tak mało.
Czesław Miłosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz