Frederick Lloyd John Strevens |
Więc był Dai Puw. Żadnego z niego pożytku.
Wypędzali go w pole do plewienia rzepy
I odbierali nóż, gdy wracał do domu
Późnym wieczorem szczerząc zęby
W uśmiechu jak cięcie nożem przez twarz.
I był Llew Puw. Też nic dobrego.
Każdego wieczora po orce
Wielkim traktorem zasiadał na krześle
I gapił się w splątany ogrodowy ogień
Rozchylając wargi leniwe jak ślimak.
Był też Hew Pew. Cóż mam powiedzieć!
Wciąż tylko gwizdał i gwizdał
Przy żywopłocie, jakby zima
Nigdy nie miała opuścić tych pól,
A wszystkie drzewa były kalekie.
I była wreszcie dziewczyna:
Piękność zaczarowana przez bestię.
Jej blada twarz była latarnią,
Przy której w ciemnej księdze życia odczytywali
Przeraźliwe zdanie: Bóg jest miłością.
R.S. Thomas
przełożył Andrzej Szuba
Bardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuń