Droga przez las
Jeleń już dawno słońce rogami przerzucił
za las, za góry, całe w kukułkach.
W beczce wieczoru niezgrabnie nasz wóz po drodze się toczy
i świecą ćwieki gwiazd w nocy czarnych deszczułkach.
Wracam właśnie ze stacji, tam mą miłą odwiozłem,
ach, czemuś, wozie, nie był wtenczas głupim kozłem,
czemuś nie uderzył z całej siły w drzewo, w kamień,
czemuś rogu dyszla nie skrzywił, czemuś go nie połamał?!
Ona by jeszcze do rana została i bym jej dziękował,
całą noc kapliczki z mych dłoni bym budował
na jej włosów pachnącej łące,
za warkocz, który był pejczem na złe chmury i ukazał mi słońce,
za tę wspaniałą, szaloną burzę, co szła tuż nad ziemią nisko
i przyniosła mi warg kobiecych wąski, czerwony listek.
Ach, gdy przy niej te parę dni byłem,
to się czasem na dzięcioły, jak ordery drzewom przypinają gapiłem,
ordery zdrowotne z długą w powietrzu trocin falującą wstęgą,
a teraz, jakiego koloru był jej grzebyk we włosach, myślę, myślę nadaremno.
a teraz pusto skrzypią koła i w dali coraz węższy wśród świerków
srebrny pas gwiazd lśni złowrogo nade mną,
jak nad wygnanym z raju miecz błyszczący anioła złotowłosego
i noc mi wskazuje czarną bez światełka jednego...
Jerzy Harasymowicz
ten wiersz jest poskracaną wersją oryginału. brakuje kilku wersów. w takiej formie był wyśpiewywany przez zespół "Bez zobowiązań" i się utarło.
OdpowiedzUsuńsporo też jest przeinaczeń składniowych i interpunkcyjnych. nie mówiąc już pierwszym słowie przedostatniego wersu. powinno tam być "jak", a nie "jad".
OdpowiedzUsuńTak jest w oryginale:
OdpowiedzUsuń"Droga przez las"
Jeleń już dawno słońce rogami przerzucił
za las, za góry, całe w kukułkach.
W beczce wieczoru niezgrabnie nasz wóz po drodze się toczy
i świecą ćwieki gwiazd w nocy czarnych deszczułkach.
Wracam właśnie ze stacji, tam mą miłą odwiozłem,
ach, czemuś, wozie, nie był wtenczas głupim kozłem,
czemuś nie uderzył z całej siły w drzewo, w kamień,
czemuś rogu dyszla nie skrzywił, czemuś go nie połamał?!
Ona by jeszcze do rana została i bym jej dziękował,
całą noc kapliczki z mych dłoni bym budował
na jej włosów pachnącej łące,
za warkocz, który był pejczem na złe chmury i ukazał mi słońce,
za tę wspaniałą, szaloną burzę, co szła tuż nad ziemią nisko
i przyniosła mi warg kobiecych wąski, czerwony listek.
Ach, gdy przy niej te parę dni byłem,
to się czasem na dzięcioły, jak ordery drzewom przypinają gapiłem,
ordery zdrowotne z długą w powietrzu trocin falującą wstęgą,
a teraz, jakiego koloru był jej grzebyk we włosach, myślę, myślę nadaremno.
a teraz pusto skrzypią koła i w dali coraz węższy wśród świerków
srebrny pas gwiazd lśni złowrogo nade mną,
jak nad wygnanym z raju miecz błyszczący anioła złotowłosego
i noc mi wskazuje czarną bez światełka jednego...
[w: Cuda, PiW, Warszawa 1956 r., s. 61-62]
Dziękuję za te uwagi. Wiersz zaraz poprawię. Komentarze tego typu są dla mnie szczególnie cenne, bo trudno żebym miała do wglądu wszystkie tomiki wierszy a przecież doskonale widzę, że w sieci aż roi się od podobnych zakłamań w poezji [i nie tylko] dlatego sama wolałabym się już do nich nie przyczyniać.
OdpowiedzUsuńTak więc jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
PS. Ale ten "jad" to naprawdę typowa literówka:)