Sezon na deszcze II
Kapią powoli przekwitłe liście, ścielą kobiercem jałowe hale,
sztalugi z jodeł, płótno z prześwitu, październikowy malarzu maluj.
Niedościgniony w martwej naturze, stwórz dla odmiany obraz wraz z sercem
zwyczajnie szaro bez żadnych złudzeń, nakreśl juhasa w góralskim swetrze.
Ka my sie bracie podziejem w zimie, kiej nas z koliby pszepłosy wiater,
przeźry na wylot liche łodzienie, sceruje mrozem górolski sweter,
pochyli piórko u kapelusa, siyrocy symbol na siwy głowie,
powiydz mi bracie - ka momy rusać, wendrowne orły - kawalyrowie.
Nie dbaj o kolor, nawet na szaro, bez zmiłowania, żadnej litości,
październikowy malarzu maluj, odkrywaj postać do szpiku kości.
Widzis ten psześwit miendzy jodłami, za nim, jak hala zagonik nieba
z obłocków owce pasonce na nim, tam tyz prowdziwyk juhasów potsza.
Łostawmy chawok górolskie swetry, kapelus z piórkiem znacek ślebody,
chodźwa bracisku, jak zwykłe cepry, jakby nas dzisiej pon bucek stwozył.
Nie narysował malarz górala, pewnie chodziło o jego duszę,
tylko ten sweter pomalowany w jesienne barwy na drzewach suszy.
Wiatr zerwał piórko od kapelusza, między sztalugi otwarte w przestrzeń
poniósł jak wolną góralską duszę, na inne hale, w sezon na lepsze.
Bronek z Obidzy Kozieński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz