W Zagubinowie
Pamięci E. Stachury
kamień toczy się z wiatrem
po drumlinowych ścieżkach
noc oddycha na plecach planet jak księga
kielich dolin pasących niebo
czystych jak rosa przed nożami dni
furmankowymi dniami żywi się robak
tablice śmierci na białych drzewach
wnętrze wiatru odkrywa strony
bezdomne echo gwiazdy
w polnym źdźbłu zielenią
prowadzi rosa do nieba
urywa się muzyka
nie świat nie lasy
posterunkowe oczy sosen w ogniu
ciemna już dyszy godzina
bezdomna lessu drobina na elementarzu gwiazd
spokojnie było w południe
bezdomna kalina
w trującym obłoku południa
tropi nas włócznia
śniegiem otwarte stronice
ręce słabną
tynk nieba opada na wieczoru dnie
świt już
świt już rozwarty jak koniec
tropi nas ulic blond bestia
syrokomlowe dzieci wracają z jarów
pierwszych przyjaciół otwarte stronice
na białych drzewach białej kaliny
już ręce słabną ciemna woda błyska
blisko ulicy strażnik
odejść w port z brzegiem
świt już rozwarty jak brzoza
w rozwiniętym płatku śniegu
na posterunkach słońce wypis i spokój
bezdomne echo gwiazdy
odlatujące cienie z lotniska
prowadzi ścieżka do nic
bezdomna lessu drobina
snów moich trzymających echo
pieści storczyka
bronią się jeszcze słoneczne rozruchy
z transkontynentalnych pasów i ciemnych dłoni
przyrody odlatuje ptak
pasy dolin rozpięte na słońcu
w przestrzeniach godzin automat dni
na ścieżkach głowy
pół głowy nad tasakiem świtu
wśród taczek wieczór
rozbite księżyce w szeregach nocy
jak emblemat
wśród taczek wieczoru rozbite figury
chowam to wszystko w kieszeń bajek świata
jeszcze nie północ
w pejzażu bieg
rzeźby przy brzegu wielkanocnej wyspy
w dzielnicach tablice
podkowy kruszą się
bieli się trumna dni
kobiałki lat wiosenne
w bluzach kolor
popalone biało obłoki
nad łańcuchem metafor niebo
w drodze do wiewiórczych śladów
zamknięte dłonie piszą jesień
robak jak dziecko odgryza wiatr
odświętność od rosy do księgi nocy
kamień toczy się z wiatrem
w hotelach dolin pasących niebo stygnie już kamień
w śmierci studni
ciemne już ścierniska
od wzgórz słowiańskich
cykad nieznane ogniki
ciemność wśród wierzb posterunków
w białej palecie wieczoru noc czerwona
pisze w krajobrazie nieznane czerwieniejące smugi
zegarów rośliny
w światłach zachodu wiewa bluza przyjaciela
od cichej strzały pędzącego słońca na antypodach
wśród brzóz posterunków
salut do drumlin
na pól białe transkontynenty
niebo osłania dłonie
róż muzyka w potach uszu
herby ciskają witrażami pojęć
echo jak bach błonie las
od zbóż gdzie wschodzi gwiazda
stopy czasu
noc wybiera stację wiatru
ciemne już płótno bram słonecznych
nocne jaskółki przy stole
podrażnieni poeci w spokoju
za górami talenty pasą się jak stada
o bohemio
nie gwiazdy lecz elementarne słowa
zbierają się na sygnaturach stron
trzęsą się przęsła łowiska mostów
przęsła wiatru
bielą się chaty zwierzęta rozmawiają
z promiennymi sadami
w ciemnicy świta włócznia
z dolin kamienieją
figury ze światła stoją słupem przed cmentarzami
trujących korzeni
ciemne już sienie lat
rozmawiam z drugim ja które mieszka w drugim
człowieku
otwieram salę wiatru
jest w niej pusta drobina przyjaciela
bez niej nie mogę iść dalej
moja mowa jest czysta dlatego nie odbija się od
muru
daleko od nas pojęcie wiatru
w dłoniach wiatru myśl
składam je w pudełko jesiennych ksiąg
czeka na słońce szpak
mysz podłogi ucieka przed chórem wiatru
tamburynem tańcami o zachodzie
noc jasna jak kotwica pod szarymi gwiazd płaszczami
rak chmury wieku toczy zgłoski przestrzeni
kluczy po równinie automat śmierci
młyńskie koło w próżni pożary na polach
od wiewiórczej błyskawicy
echo erigeli pole w razowcach
kobiałek zagaśnij błyskawico
lato obmyte przez rzeki
wysoko dłonie odlatujące w studnie nieba
hieroglify ptaków irysy koła ornamenty
banki historii w świątyniach Beocji
ćwiczy modlitwę kat świata z lin powoju
w świątyniach zachodu rysuje się rzeki biel
rysuje się wiatr słupnik na palu pisze noc
ciemne już wieko w skazańca sali na ptasim
drzewie ptaki dziobią ptaki
urodziłem się jasny jak kropla
bieli się gwiazda
przewodnik odszedł
chciałem jeszcze coś opisać zacząłem pisać
dookoła wiatrów
a pejzaż bez przyjaciela zaczął wirować
po przebudzeniu zapisałem to co śniłem
i zapłonąłem czymś w rodzaju reportażu ze snu
i wrócił do mnie ten co mnie usynowił
i poszedł przodem do Zagubinowa
Wincenty Różański