Józef Gielniak |
Krajobraz rośnie, rozpada się, wali
i w noc świerszczaną wdziera się świst pary,
pąki z woalu dym rozchyla, księżyc,
kwiat srebrny, strzała wśród chmur, i już pędzi
twarz, a już druga, już nie tu, nie tam,
wir lasów kręci mną i miast, ja sam
obrazem jestem i ramą, powiewa
czterdzieści pięć lat i wszystko tam śpiewa,
ćwierka tam wszystko to, co było kiedyś
moje, pragnienie, chwila szczęścia, biedy,
nieosiągalna każda moja dal,
po każdej stracie rozpaczliwy żal,
pieniądze, miłość to wszystko, czym żyłem,
pragnienie śmierci i to, czym nie byłem,
i wyobraźnia, rozterka, zabawy,
ten chaos, który porządkuję, aby
zrozumieć siebie, sensu odkryć wątek:
ten wieczny koniec i wieczny początek.
Lőrinc Szabó
przełożył Bohdan Zadura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz