fot. Benoit Courti |
Partia szachów na jednej ze stołowych cerat
kawiarni „Sparky's”, w południe; mój partner
to ty w postaci zjawy, a lokal to parter
względem piętra, gdzie niegdyś leżał ów materac,
siedem lat temu. Żaden w tym gambit drastyczny,
nic z tych rzeczy. Pokryta kurzem koniczynka —
wentylator w twym oknie — bez chwili spoczynku
szumi: nikt nie wyciągnął z kontaktu jej wtyczki,
choć tyle pod mostami upłynęło spermy.
Start kolejnej biografii, oceanu, wiary —
czegóż od nas wymaga? Niewinności pary
gołąbków? Wizji końca odległej jak termin
wygaśnięcia Umowy Indiańskiej? Łomotu
fal pod Salisbury, tej ich samobójczej armii?
Lub kopuły ratusza, której pierś wciąż karmi
Lux, bladego oseska w pieluszkach obłoków?
Josif Brodski
przełożył Stanisław Barańczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz