Obiad w deszczowym wrześniu u pięknej Gayatry
Blask,
Maruszko, blask,
wiatr, woda, blask.
Karawana wielbłądów w pustyni,
oazy,
karawany ptaków,
chmary mszyc przed oczami.
Parkuję i wysiadam
i wiem, że idę czarownicy w ramiona.
Parkuję i siadam w trawę,
ale nie wstaję,
nie idę po jabłko.
Parkuję i piję wino,
anioł błyszczący,
parkuję i jem i piję wino
i staję się miękki.
Bezbronny wobec głodu i smutku czarownicy,
pięknej Gayatry,
bezbronny, bezbronny
wobec jej hojności.
Blask,
Maruszko, blask,
wiatr, woda, blask.
Karawana wielbłądów w pustyni,
oazy,
karawany ptaków,
chmary mszyc przed oczami.
Ale przychodzę do pola,
gdzie czarownica sama sięga po głos
mego anioła stróża
i jest przebita światłem,
jego strasznym światłem,
kiedy mnie woła.
Tomaž Šalamun
przełożyła Katarina Šalamun-Biedrzycka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz