Dziewięć dni na morzu, zupełnie jak w kościele
Dziewięć dni na morzu, zupełnie jak w kościele.
Sam na sam z bogami, z ich nieobecnością. Ich niewidzialne dłonie opierają się na moich ramionach. Sam jeden wobec błękitu. Zanurzony w niedzieli morza. Upojony przestrzenią jak pijak. Zachłystując się trwogą i ufnością. Pragnący wciąż dodawać niebo do nieba, słoną wodę do morza. Płaczący, obmywany przez otchłanie. Szczęśliwy, bo wyzbyty siebie.
Na pełnym morzu lubię zapalić sobie papierosa. To taki mikroskopijny, czerwony punkt na tle błękitu. Żarzy się, skwierczy, ogrzewa. Znaczy po prostu, że istnieję. Jestem ziarnkiem, bryłką człowieczą, cząsteczką duszy we łzach, gotową uklęknąć albo zniknąć.
Jean-Michel Maulpoix
tłumaczenie Krystyna Rodowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz