Radość w porze żniw
Kończy się lato; stado barbarzyńsko barwnych stogów się tłoczy
Wokoło; a nad głową – te wędrówki wietrzne! Te powaby
Jedwabnych, jędrnych obłoków! Widział kto dziksze, dziwniejsze zabawy
Mąki, która to w wydmę się wzdyma, to zdmuchnięta znów z niebem się droczy?
Kroczę polem, rosnę sercem, wznoszę oczy,
Aby z rżysk niebios jak kłosy zebrać ślady Tego, co zbawił
Nas; oczy, serce moje, czy ktoś was już uzdrawiał, pozdrawiał
Słowem pełnym tak rzeźwej, rzetelnej, rzeczywistej miłości i mocy?
W lazurze wzgórz pochyłych wszechwładny cień Jego ramienia
Nabrzmiewa – jak ogier ogromny, jak bławatek błękitny i błogi!
To wszystko było tu, było, i tylko ludzkiego spojrzenia
Pragnęło; a gdy wreszcie spotyka się z nim w pół drogi,
Serce śmiałe na skrzydła z ptakiem się zamienia
I omal nie rzuca, och, omal nie rzuca ziemi całej Jemu pod nogi.
Gerard Manley Hopkins
przekład Stanisław Barańczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz