Gilgamesz spragniony życia wiecznego
Przeżyłem ciemne
Przejście pod wzgórze Słońca,
Choć ciemność waliła w me serce
I rozdzierała me stopy. Po długim czasie
Zadrżałem i wydałem okrzyk.
Znów minął czas i potykając się wstąpiłem w światło.
Przeżyłem przejście przez morze,
Biegun za biegunem, poprzez wody śmierci.
Obdarty do gołego, posłużyłem sam sobie za maszt:
Skóra, kość, ostrość na wietrze.
W ten sposób przybyłem do domu nieśmiertelnych.
Ostatnia prośba - mieć oczy otwarte przez tydzień.
Zawołałem: "Życie, życie", lecz sen
Był już smugą deszczu na mej twarzy.
Codziennie zostawiano mu chleb. Podczas gdy spałem,
Bochenki obracały się jeden
Po drugim w pleśń, grzyb,
Gąbkę, skórę wołu,
Kamień.
Gdy szósty bochenek był świeży, a siódmy
Na węgielnym żarze, obudziłem się, zadrżałem,
Poczułem głód chleba.
Moje białe zęby wgryzły się w miąższ.
Joan Webber
tłum. Tadeusz Ross
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz