Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu
Po cóż było się tak śpieszyć, kolego?
Nieopatrznie, nagle odchodzić?
Na dalekim, nieznanym brzegu
czy nie zabłądzisz?
Nie obawiaj się niczego, nie lękaj!
Ocaliłeś od zapomnienia
gwiazdę śniegu na lokach żony,
rąk matczynych przytulenia...
Leśniczówkę nad olsztyńskim jeziorem,
dzikie wino na gzymsach muru,
ów na szybie promień księżyca,
w którym nieraz maczałeś pióro...
Na poezji zielonych wzgórzach
zostawiłeś ślad swoich kroków...
Kwitły słowa twoje jak róże,
gdy śpiewały pracę i Pokój!
A że bardzo życie ukochałeś,
więc przyjmując cię w kompanii poczet,
i Wit Stwosz, i Corelli i Breughel
żałowali cię, żeś od nas odszedł.
Janina Brzostowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz