Miłość w wieku Delete - Andrzej Poniedzielski



Miłość w wieku Delete

Czemu ty nie piszesz, toż nie zmienił mi się mail
Napisz mi że słowa trzy
Każdy mój opuszek czeka dziś na twój e-mail
I nad klawiaturą drży

Nie mam na żal, nie mam na żel
Cały real pożarł e-mail
Czuję delete dla moich marzeń
Że zetkną się nasze wizaże

Czemu ty nie piszesz, toż nie zmienił mi się mail
Napisz mi że słowa trzy
Każdy twój opuszek czeka dziś na mój e-mail
A ma klawiatura drży

Umila mur ogrodu wzruszeń
Ażur reklam kompotu z gruszek

Nie mam na żal, nie mam na żel
Nasz balejaż: TY, JA i MAIL

Kochać cię nie muszę a do wzruszeń mam e-mail
Nie muś, ale trochę chciej
Kochać cię nie muszę, myszką ruszę, mam e-mail
Czym chcesz ruszaj, ale chciej
O.K.

Andrzej Poniedzielski

Idź książeczko między ludzi - Witkacy

Rafał Malczewski - Witkacy z gronostajem - ok. 1923-1924
***

Idź książeczko między ludzi
Idź i myśli piękne budź
A gdy myśl się piękna zbudzi
Sama zarżnie wszelką chuć.
Więc gdy Jaś Ustupski i ja
Równem durnie wobec Was
Gwazder w nas (ach) niech nie mija
Zaklajstrujmy wszelki kwas.
Bo zawżcie to dobrze u siebie
Że czy ma być w piekle czy w niebie
Ni tu, ni tam się nie zbłaźni
Ten który chodzi do łaźni.

20 III 1935 Zakopane/Bystre (nasze kochane)

Witkacy

Refreny Witkacego I - Witkacy



Refreny Witkacego I

Weź mnie ze sobą na te kwietne łąki
gdzieśmy błękitne zbierali kwiateczki
i w letnim słońcu bzykiwały bąki
i miód zbierały w swe dziwne woreczki

Z głębiny nocy niepojętej
sen modrooki na mnie kiwa
w postaci dziwnej, wniebowziętej
ku światom swoim mnie przyzywa

Weź mnie ze sobą na te kwietne łąki
gdzieśmy błękitne zbierali kwiateczki
i w letnim słońcu bzykiwały bąki
i miód zbierały w swe dziwne woreczki

Lecz tam na podniebnej skale
w którą swe kły spienione zatapia fala la
Tam stanę jak król zimnej pożogi
z którą się nicość ucieleśnia
i tajemnica pokorna
jak jakieś małe zwierzątko
przypełznie mi do nóg

Witkacy

Biedni ludzie (z cyklu Depresje) - Tadeusz Różewicz

Biedni ludzie
(z cyklu Depresje)

ktoś do mnie telefonuje
czegoś chce tłumaczę
że mnie nie ma
to znaczy jestem ale
że ja
ten ktoś mówi
energicznym głosem
(ten ktoś jest "młody")
mówi że ma plany
związane z moją osobą
mówię że ja nie mam planów
związanych z moją osobą

ale głos mówi dalej
co ze mną chce zrobić
ze mną z moim czasem
z moimi myślami wierszami
z moją przeszłością
jeszcze słucham
mówię do siebie w myślach
(myśli nie "nagrywają"
nie podsłuchują ale
pracują nad tym...)
mówię do siebie
bądź cierpliwy
grzeczny (grzeczność
nie jest nauką łatwą)
te żywe głosy
rysują mnie ranią
te kobiece męskie medialne
głosy osobników w sile
wieku chcą ode mnie
czegoś co mnie już opuściło
odeszło
teraz słyszę w tamtym głosie
złość pretensję agresję
chcę jeszcze raz przeprosić
słyszę przez ścianę
jakieś krzyki wrzaski wycie
nie zgasiłem telewizora
czemu kibice tak trąbią
przecież Małysz zajął
20, 23 miejsce
i mówi cicho
biedny chłopiec!

W Turynie otwarto
Zimowe Igrzyska Olimpijskie
nasi sprawozdawcy sportowi
cytowali Dantego Piekło
w tłumaczeniu Porębowicza
dzisiaj jest Dzień Chorego
psychicznie
świata świętego walentego

Tadeusz Różewicz

Litania - Ireneusz Iredyński

Litania

Jeśli gdzieś są ogrody
gdzie wnętrzności różowe pomiędzy drzewami
są rozpięte
a na nich wiszą głowy jak lampiony
Jeżeli gdzieś są takie festyny

Jeżeli białe uda kobiet
rozpięte są na brzózkach
a na białych udach jak na brzozowej korze
zostawiono czarne pismo ukąszeń

Jeżeli wino mieni się tęczą trucizny
a oczodoły pozbawione gałek ocznych
czerwienią świecą jak gwiazdki
Jeżeli są takie miejsca
o takich gwiazdach

Jeżeli zmusza się synów do gwałcenia
matek
a potem włosami matczynymi dusi się
syna

Jeżeli to wszystko istnieje
to wszystko w porządku

Ireneusz Iredyński

Ballada o pewnych mariażach i nowszych małżeństwach - Edward Stachura



Ballada o pewnych mariażach i nowszych małżeństwach

Życie, życie, życia pieśń,
Pęka struna i pieśni śmierć.
Strójcie skrzypce, strójcie strój
Już po stypie i nowy jest ślub.

Kto ślub bierze? Kto i z kim?
On czy z nią to, ona z nim?
Co ślub bierze? Co i z czym?
Chciwość z fałszem? Z kuną lis?

I już słychać bitwy szczęk,
Kto chytrzejszy będzie w niej?
Kopią dołek ona, on,
Jedno z nich wyściele dno.

Obok życie toczy się,
Tę balladę pisze Sted,
Wiatr harcuje w liściach drzew,
Chmury wolno suną niebem.

Pod piekarnią pachnie chlebem,
W knajpie nowa stara śpiewka,
Licho węszy kogo zdeptać,
Niewidzialnie rośnie zrąb.

Gdzieś w oddali bije dzwon
Bój nabiera już rumieńców.
Między parą oblubieńców
Dwaj wrogowie: żona, mąż.

Straszne stadła, zdrada, krew,
Gdzie jest miłość? Nie ma jej.
Gdzie jest miłość? Nie ma jej.

Nie ma jej, nie było jej,
Była jedna z drugą żądza,
Do pieniądza, do wrzeciona,
Bójcie ludzie się demona.

Życie, życie, życia pieśń,
Pęka struna i pieśni śmierć.
Strójcie skrzypce, strójcie strój
Bo po stypie szykuje się ślub.

Kto ślub weźmie? Kto i z kim?
On czy z nią to, ona z nim?
Co ślub weźmie? Co i z czym?
Chciwość z fałszem? Z kuną lis?

I już słychać bitwy szczęk,
Kto chytrzejszy będzie w niej?
Kopią dołek ona, on,
Jedno z nich wyściele dno.

Obok życie toczy się,
Tę balladę pisze Sted,
Wiatr harcuje w liściach drzew,
Chmury wolno suną niebem.

Edward Stachura

Zima - Jerzy Harasymowicz

Zima
Rafał Malczewski - Ulica Kasprusie - ok. 1920-1922

Świat cały leży schowany
We wnętrzu białej ciepłej rękawicy
Pies na budzie w kryzie ze śniegu przybrany
Na gałązkach gawrony - kanonicy

A granatowe lasy są osiodłane
Polan jaskrawych blaskiem
Trzy świerki przed las na zwiady wysłane
Chyboczą srebrnym kaskiem

A w mieście błoto i błoto
A ja za twymi zimo włosami
Tęsknię nocami
I w niedzielę dopiero wyjeżdżam za miasto
Pociągiem rozpędzoną gwiazdą
Aby cię dotknąć zimo
Popatrzeć jak twój diadem świeci
I niech nasz pocałunek zimo
Gilem w lasy uleci

Jerzy Harasymowicz

Deus ex machina - Agnieszka Osiecka



Deus ex machina

Daj mi Panie rozpoznanie
żebym wiedział co jest co
czy mam wszystko mówić mamie
czy zachować to i to ?

To i to, ten i ta
Deus ex machina.

Daj mi Panie rozpoznanie
kim ja jestem, kim, ach kim?
Czy mam zostać leśnym drwalem
czy z wojskami zdobyć Rzym?

To i to, ten i ta
Deus ex machina.

Daj mi Panie rozpoznanie
czy ja z dobrych, czy ze złych ?
Czy to Twoje jest rozdanie
czy mam karty w rękach swych ?

To i to, ten i ta
Deus ex machina.

Daj mi Panie rozpoznanie
czy mam oddać się na złom,
czy dostawszy tęgie lanie -
jeszcze nie pchać się na prom ?

To i to, ten i ta
Deus ex machina.

Daj mi Panie rozpoznanie
czy szaleństwo jest tuż, tuż ?
Czy to tyś miał Panie w planie
żeby nie żałować róż ?

Daj mi Panie rozpoznanie
czy zaryczy ranny łoś ?
Kiedy przyjdzie już konanie
czy zapali światło ktoś ?

To i to, szyk i bzik
Rapete, papete – pstryk

Agnieszka Osiecka

Sam na sam - Jonasz Kofta

Vladimir Kush
Sam na sam

Dokąd się spieszysz, już zaczęta gra,
każdy nad głową swoje niebo ma.

Nikt nie powie Ci na pewno, że próbować warto.

Gra się toczy zawsze w ciemno,
karty trzymasz sam.

Dowiesz się nieraz, co to znaczy ból,
czy jesteś sobą czy grasz jedną z ról.

Nikt nie powie Ci na pewno, że próbować warto.

Milion kroków z solą w oku,
będzie ceną Twą.

Płynie nad ranem zabłąkany śpiew,
cichnie, i słyszysz pulsującą krew.

Wyjście jest tylko jedno, czy próbować warto?

Gra się toczy zawsze w ciemno,
karty trzymasz sam.

Gra się toczy zawsze w ciemno,
karty trzymasz sam.

Gra się toczy zawsze w ciemno,
karty trzymasz sam.

Jonasz Kofta

śpiewa Elżbieta Adamiak

Hymn starców - Konstanty Ildefons Gałczyński

Andrzej Wróblewski - Kolejka trwa - 1956

Hymn starców
Od autora
Zawsze starałem się wypełniać bolesne luki. Mój wiersz pt. "Strasna żaba", ogłoszony w przedwojennych "Szpilkach" jako pierwodruk, zaskarbił mi wdzięczność nie tylko w kraju, lecz i za granicą, wśród ludzi nękanych przez straszną niedomogę wymowy. Do dziś dnia "Strasna żaba" to ozdoba moich licznych autorskich wieczorów.
Toż samo ze starcami. Próżno byś wertował antologie poetyckie całego świata, a nigdzie hymnu dla starców nie znajdziesz. Panowie poeci hymniczni przechodzą snadź nad starcami do porządku dziennego. Niedopatrzenie? Czy może bezprzykładny egoizm? Nie wiem. Wiem natomiast, że starcy pragną śpiewać, pragną mieć swoją własną pieśń masową. I dlatego niniejszym tę bolesną lukę rezultatem wielu lat pracy wypełniam.
I
Miliardy są nas na tym świecie,
który mgliście widzimy przez szkła,
i każdego z nas w dołku gniecie,
i każdy z nas zgagę ma.

Nam nie wolno ogórków i grzybków,
nas malutki zabija rydz,
nam nie wolno niczego za szybko
i nie wolno w ogóle nic.

Chór
Ale choć nam nawala w wątrobie,
choć nas męczą zastrzyki i kasze,
śmiało, starcy! stańmy na głowie!
Ziemia młodym. Lecz niebo jest nasze.

II
My podobni jesteśmy duchom
i staramy się trzymać, lecz
czasem we śnie odpadnie nam ucho
albo noga lub inna rzecz;

czasem w mózgu zaśpiewa ptaszynka
lub króliczek podskoczy hop-siup,
czasem nawet zaszkodzi nam szynka
i już koniec, i astry na grób.

Chór
Ale choć nam nawala w wątrobie,
choć nas męczą zastrzyki i kasze,
śmiało, starcy! stańmy na głowie!
Ziemia młodym. Lecz niebo jest nasze.

Konstanty Ildefons Gałczyński - 1948

Ballada o dwóch siostrach - Konstanty Ildefons Gałczyński


Ballada o dwóch siostrach

Były dwie siostry: noc i śmierć
Śmierć większa a noc mniejsza
Noc była piękna jak sen a śmierć
Śmierć była jeszcze piękniejsza

Hej noony noony! Haj noony na!
Śmierć była jeszcze piękniejsza

Usługiwały siostry dwie
W gospodzie koło rzeczki
Przyszedł podróżny i woła: Hej!
Usłużcie mi szynkareczki

Hej noony noony! Haj noony na!
Usłużcie mi szynkareczki

Więc zaraz lekko podbiegła noc
Ta mniejsza, wiecie ta modra
Nalała, gość się popatrzył w szkło:
Zacny - powiada - kordiał

Hej noony noony! Haj noony na!
Zacny - powiada - kordiał

Lecz zaraz potem podbiegła śmierć
Podbiegiem jeszcze lżejszym
Podróżny cmok! A kielich brzęk!
Bo kordiał był zacniejszy

Hej noony noony! Haj noony na!
Bo kordiał był zacniejszy

Spełnił podróżny kielich do dna
I już nie mówił z nikim
Widząc, że druga siostra ma
Dużo piękniejsze kolczyki

Hej noony noony! Haj noony na!
Dużo piękniejsze kolczyki

Taką ballade w słotny czas
W oberży "Trzy Korony"
Śpiewał mi hej! w Dublinie raz
John Burton - John nad Johny

Hej noony noony! Haj noony na!
John Burton - John nad Johny

Dublin to z balladami kram
Niejedną tam się złowi
Więc to, com kiedyś słyszał tam
Powtarzam Krakowowi

Hej noony noony! Haj noony na!
Powtarzam Krakowowi.

 Konstanty Ildefons Gałczyński

Psalm o sennych koniach - Tadeusz Nowak



Psalm o sennych koniach

Za lasami za wodami
piją konie sen nad snami
przez wiek piją przez dwa wieki
z sennej studni sen kaleki
a tych studni jest tak wiele
jakbyś posiał gwiezdne ziele
jakbyś władał traw królestwem
by rzec trawce carem jestem

To do koni iść za wcześnie
z uplecioną uzdą we śnie
z ostrogami szablą siodłem
i z dziobiącym nasz szpik godłem
trzeba zgrzeblić je szczotkować
bo sierść na nich od pól płowa
bo ogony im po knykcie
pokolenia ścięły mysie

Lesie wodo stepie dziki
dajże koniom tym werbliki
daj podkowy i wskocz na nie
stepie nasz słowiański panie
albo piaskiem lub byliną
zasyp w nas tę studnię siną
skąd się pije sen i pije
choć nam skórę zniosły kije

Tadeusz Nowak

Jest i nie ma - Marek Wawrzkiewicz

Koukei Kojima
Jest i nie ma

Wszystko jest i wszystkiego nie ma –
Powiedział starożytny mędrzec ze Wschodu.

Ale:
Ubywa tego, co jest,
Przybywa tego, czego nie ma.
Więcej minionego,
Coraz krótsza teraźniejszość,
Horyzont zaprzecza własnej naturze –
Można go dotknąć ręką.

Zieleń więdnie,
Deszcz pochmurnieje,
Zmierzchają wschody słońca i pocałunki.

Tam, za tym wzgórzem,
Majaczy już w sinej mgiełce
Furta niebiańskiej autostrady.

Chińska dziewczyna śpiewa jeszcze raz
Rzewną piosenkę o ukochanym, co odszedł,
Lecz przecież kiedyś powróci.

Niech wierzy.
To takie piękne dla kogoś,
Kto też kiedyś wierzył.

Marek Wawrzkiewicz

Postanowienie - Marek Wawrzkiewicz

Fabian Perez
Postanowienie

Postanowiłem: nigdy więcej się nie urodzę.
Przyjście na świat to bolesne doświadczenie
Wracające niekiedy w powtarzalnych snach.
Decyzja natury, która jest częścią nas. Wszystko potem
Jest przykrą niespodzianką: trudne wschody
I zachody słońca, obmierzłe zimy i paraliżujące wiosny,
Słony pot lata i nieodwołalność jesieni.

I jeszcze ślepy wybór ciała: dlaczego ona,
Dlaczego ja? Kogo powtarzamy, kto nas
I po co powtarza? Dlaczego od ideału
Ważniejsza jest niedoskonałość, to
Co nas wyróżnia wśród innych niedoskonałości?

Słowo między pytajnikami. Dźwięk
Między milczącymi znakami. Dźwięk cichnie,
Umiera. Znak zostaje, ale nie znaczy.

Aż tyle, czy tylko tyle?

Marek Wawrzkiewicz

Podróż, która mi się opłaciła - Marek Wawrzkiewicz

Podróż, która mi się opłaciła
Adamowi Marszałkowi
Przybądź tu, na górę Huangshan
W prowincji Anhui.
Wjedź szklaną klatką niemal pod sam szczyt
Nad limbami, sosnami i bambusowym lasem.
Potem wspinaj się po stromych schodach i ścieżkach
W wilgotnej, zimnej chmurze. Niech kłębki mgły
Zmyją z ciebie wczorajszy sen i zwyczajną tęsknotę.
Zerwij liść z nieznajomego drzewa. Posmakuj,
Przypomnij sobie najodleglejszą gorycz,
Wróć do siebie, tam, skąd się wygnałeś
I wreszcie zrozum: nie dojdziesz na szczyt,
Nawet nie wiesz, czy jest, choć inni tam byli.
Niech twoja rezygnacja będzie pogodna.
Tu, na górze Huangsan,
Dwieście kilometrów od Hefei
Znajdziesz starość i pogodzisz się z nią.

Gdzie indziej nie jest to tak łatwe.

Marek Wawrzkiewicz

Palę świecę w południe - Janusz Żernicki

Palę świecę w południe

Uchodzę z życia jak z procesu o rozwód.

Z ilu powstałeś i obrócisz się w pył, nie słoneczna kurzawa wozu Eliasza, jej źdźbła i osy, lecz osypywanie się diun w kamieniejący las.

Uchodzę z życia jakby zmęczenie moje graniczyło z Bogiem.

Nie na miarę marzeń syn, mąż, ojciec i dziad, tragedia w czterech odsłonach elementarnych (za późno to pojąłem, ja z rasy pojedynczych!) a one niczym naczynia połączone z odwiecznych praw fizyki. Uchodzę z życia zawsze nie-prawdo-podobny. Palę świecę nad samym sobą w południe

Janusz Żernicki

Na zboczu snu - Janusz Żernicki

Na zboczu snu

Na zboczach snu cisną się sobowtóry, napierając, żebym przyznał się do nich, choćby od niechcenia.

O poranku-wspominam-miąższ sytuacji, nonszalancki kaprys klimatów, puls brzóz, przymrużone oczy wertepów - bardziej mi były bliskie niż potwierdzenie własnej tożsamości.

Dlatego odprawiam ich nie bacząc na chronologię, dlatego odprawiam ich nie pamiętając win, (a jakże!) z którymi każdy się trzepocze, dlatego odprawiam ich, jakby byli obcy i skończeni (w rzeźbiarskim odczuciu fałd, sandałów i kostura) - teraźniejszy senior i uciętą nogą..

Zabiorę ich ze sobą, kiedy przyjdzie się tłumaczyć, jak na ośnieżonym peronie repatriantów - może Wielki Nieznajomy okaże się pobłażliwym?

Janusz Żernicki

Pewność z której nic nie wynika - Janusz Żernicki

Pewność z której nic nie wynika

Pochyl się w siebie usłysz płowe pola, "wilki idą zbożem" - będzie chleb (jak niegdyś, jak niegdyś); wspomnij łęgi nadwiślańskie, odarte burty Tężniopolis (martwa fala jak zawsze).

Pochyl się w siebie usłysz swoje lata, pomruk autostrad w letni wieczór, krzyk dzikich gęsi w poprzek horyzontu

(on zostaje).

Pochyl się w siebie usłysz zmarłych, ich niemy wyrzut stanie za płomień dalekich ognisk w urwanej przestrzeni...

Janusz Żernicki

Piąta godzina w kwietniu - Janusz Żernicki

Piąta godzina w kwietniu
"Zegar, słyszę, wybija, ustąp melankolija".
Mam pięćdziesiąt lat. Pora sędziów. Szron w tulipanach. Kwiecień.

Rozebrany do uczuć elementarnych, wyzuty z siebie, którym mniemałem, jestem sędzią swoim i mojej populacji, z którym rozliczyć się nie da ( kto wie, kogo lędźwie prowadzą dawcę praw, a kogo z kunami waganta, komu uśmiech za zazdrostek w kaźni).

Surowa strefa sędziów. Nie mędrców, im wystarczy tknąć a młyny boże zmielą dobrotliwe stokrotki i mlecze na poszukiwanych grobach.

Pora sędziów. Przedwieczorna pora- widać na przestrzał- własne winy i ciasno upięte warkocze populacji, tak samo własny nie do końca domknięty czas jak rękawicę z dzwonkiem u brudnego śniegu, który nas woła...

Janusz Żernicki

Rozpoczęcie koloru całości - Krzysztof Gąsiorowski

rozpoczęcie koloru całości

Kamieniom
     - tym tragarzom brzemiennym

kamieniom ocalałym
                             na rumowisku

złożyć wyrwę dymu
      schwytaną w człowieku i płatek szeptu
w locie o nim

Wymówić kolor całości:

rzeźbę bez kształtu
                           i profile nocy

znużone zaspy ciała
                          tlące się
na dnie bieli -

pod powierzchnią Pogody i Historii

Ukazać słowa
                     aż na rozdrożu

Krzysztof Gąsiorowski

Opera omnia - Krzysztof Gąsiorowski

Wojciech Siudmak
Opera omnia

Nim umrzesz na dobre
i na złe, musisz też poumierać.

Umieram, umieram, umieram – drzesz się,
jak śpiewak w złej arii.

Płonie żywa opera, płonie od urodzenia,
jeśli nie wcześniej.

Papierosy, udręka, wódka, pusta
noc. Kobiety, odwrócone. Niedocenione
książki. Brak swego miejsca w Historii.

Jest czym podsycać ogień
w tym krematorium;

w tej długiej, a pełniej zdumienia
agonii.

Panie, wołamy z głębin, niechaj się stanie,
Dopełni. Nagle, i niespodzianie

zgaś moją świeczkę, Panie. Niechaj się czarno
nie spala w hospicjum, w oknie szpitala. Ogarek
niech także zgaśnie.

Modlisz się, a jakbyś bluźnił.

Krzysztof Gąsiorowski

Podjęcie bieli - Krzysztof Gąsiorowski

V. Pimenov
podjęcie bieli

Pod
domkniętymi widzisz
                             powiekami
- prostotę bieli
                   wywikłaną z osnów

Taniec śniegu
                    bez śniegu
taniec soli bez soli

Samo wnętrze tańca

Soli co w oczach wzbiera
          nie potrzeba ci więcej

Śnieg bardzo
                   jest zmęczony
tym tańcem

i zasypuje nawet przyszłe ścieżki

Krzysztof Gąsiorowski

Schadzka - Stanisław Grochowiak

Schadzka

— Spójrz!
Spływa kropla
Przez wysokie lustra;
Rozszerzmy oczy, pochwyćmy tę kroplę...

— Zwabimy deszcze, ulewy okropne,
Wzejdą pod usta.

— Spójrz!
W paśmie wiatru
Przemyka się listek.
Rozchylmy dłonie, bądźmy mu weseli.

— A on nas rzuci na krzewy ogniste,
Ciała spopieli.

— Patrz!
Mysikrólik
Przysiadł na gałęzi;
A więc oddechem ogrzejmy powietrze.

— A on tu do nas swe sidła przywlecze
I nas uwięzi.

I tak strwożeni nawet kroplą szczęścia,
Wchodzą bezpieczni w swe osobne domy.
Ona ma w twarzy głaz nieruchomy,
A on przynosi trochę żwiru w pięściach.

Stanisław Grochowiak

Przesypywanie - Tadeusz Różewicz

Zdzisław Beksiński
Przesypywanie

Ten szelest

przesypywanie się życia
ze świata pełnego rzeczy
do śmierci

to przeze mnie
jak przez dziurę
w rzeczywistości
przeciska się ten świat
na tamten świat

domyślam do końca
ten którego
szukałem na górze
czeka na dole

w norze
przemienienie

gnuśne porykiwanie
trąb ugniecionych
z makulatury
skręconych
z gazet

z martwych wstawanie
w roztargnieniu
daremne

Tadeusz Różewicz

Z Wizyj (Czy potrafisz umierać wciąż...) - Antoni Lange

Andrew Annenberg - Wenus Triumfująca
Z Wizyj (Czy potrafisz umierać wciąż...)

IV.
Czy potrafisz umierać wciąż, bezostatecznie,
I znów zmartwychwstawać, zanim trzy dni miną,
I nowe stawiać gmachy nad dawnych ruiną,
I złote rzucać baszty w zamglone powietrznie?

Otoczony dojrzałych win bujną gęstwiną,
Czy potrafisz, jak Tantal, głody znosić wiecznie
I, jak Syzyf, gór szczyty deptać, bogom sprzecznie,
Aby zawładnąć głazów bezmyślną lawiną?

I, patrząc w blask słoneczny, ślepnąć jak Edypy,
Co sfinksom przerywają ludożercze stypy,
By nowe mroki pytań ujrzeć nad ich trupem?

Lub, jak Orest, okryty maską śmierci kłamną,
Jako mściciel przed matką stanąć krwawoplamną,
Aby potem Erynij być wieczystym łupem?

Antoni Lange

Twoje są – - Gottfried Benn

Twoje są –
Dein ist – ach, kein Belohnen

Twoje są – ach, nie nagrody,
nie pytaj, co ci się przyda,
cierpisz – nazwy ani ochrony
cierpieniom nie potrzeba.

Patrzysz – ach, żadnej formy
z tego, co się złamało,
raz są żarty, raz chłody,
lecz nic, co sens by miało.

Nosisz – ach, nie znaki,
z których saga się rodzi,
król jakiś, dziecko jakieś
z góry skądś przychodzi,

w którym ból i udręka
i co się śmiercią zdaje
w splot się łączy szczęścia,
cudowny niespodzianie.

Twoje są sny i marzenia,
a kiedy to cię złamie,
wśród szumu i milczenia
oblicze szklane.

Gottfried Benn
przełożył Andrzej Lam

Rozstanie (2-gi przekład) - Milan Rúfus

Rozstanie 
(2-gi przekład)


Usta mam pełne twoich ust.
Dłonie mam pełne twoich dłoni.
Jak wiatr błądzący w rozpadlinach,
Tak głos twój gorzki we mnie dzwoni.

Rozgrzesz mnie, rozgrzesz. Już skończone.
Ziąb we mnie topi ostrze cienkie.
Przeszedł znajomy z przeczuć moment,
Że ujrzysz krzyż mój, cierpką mękę.

I chociaż sobą zawstydzona
Nadzieja – śpiących nas – ogrzeje.
Kto „zapomnijcie” mówi do nas,
Wyższy nad wszelką jest nadzieję.

Dzień, co nas uniósł z ciała posad,
Jak wszczął tę wojnę, ściszy boje.
Z usta zdejmie gorzkich zwierzeń osad,
I łzy parzące, płacze twoje.

Milan Rúfus
przeł. S. Grochowiak i W. Rutkiewicz

Sonet o miłości - Vojtech Mihálik

Sonet o miłości

Na gwiazdach zamieć. Noc jak statek płacze,
Puls niepokoju narusza nam oczy.
Wiatr dopadł ziemi; puste gniazdo toczy.
Kryjmy się krety! Odsłońmy siekacze.

Być albo nie być. Niebyt bywa słodszy,
A życie tylko o mord jest bogatsze.
Krew na afiszach. Krew w każdym teatrze,
Księżyc wszedł w miasto; nogi we krwi moczy.

W tych krajobrazach tylko żwir i piargi,
Kurz siada miękko na fabrycznych gwizdach.
Już nie płacz, droga. Uspokój swe wargi.

Tak w pocałunku zanurzysz się wszystka,
By mi na szyi została pamiątka,
Nim kat ją dźwignie i stryczkiem opląta.

Vojtech Mihálik
przełożyli Stanisław Grochowiak i Witold Rutkiewicz

Fala wapienia biel wiatru - Jacques Dupin

Tomasz Alen Kopera
***

Fala wapienia biel wiatru
w poprzek piersi śpiącego

w tej powodzi nerwy brzmią ciszej
podtrzymując na stokach ogrody
rozchylają ciernie wtórują
akordom nocnej muzyki
aż światło będzie pojęte
- i roztrzaskane

jego namiętność bije na kowadle w dwa nurty
a on oddycha
jakby szła burza
pomiędzy jałowcami na zboczu
gdzie ani jadła ani jadu
aż powiew z wąwozu
dziwna melodia
złagodzi gwałtowne więzy

Jacques Dupin
przełożyła Aleksandra Olędzka-Frybesowa

Dział wód - Jacques Dupin

Dział wód

Jedna twoja łza wznosi kolumnę śpiewu
I jedna łza ją obala... aż całe światło bezdomne.

Ten sznur, który splatam, ta róża przebłagalna,
Niech nie lękają się bijącego wprost światła.

Odrobina ciemności, którą wspinając się trwonię,
Powietrze, którego braknie kiedy szczyty już blisko.

Stromym stokiem, drogą najwyższej swobody,
Choć w gardle mdłości i sterem tylko piorun.

Jacques Dupin
przełożyła Aleksandra Olędzka-Frybesowa

On, skryba skulony - Jacques Dupin

***

On, skryba skulony
             ponieważ
porażony
            przez więzy ostrej trawy
splecione niecierpliwie szuka sobie drogi

Ona
      jej niewyrażalne ciało
jak migdal gnieciony
pomiędzy kamieniami
      gdy kamieni już nie ma

Jacques Dupin
przełożyła Aleksandra Olędzka-Frybesowa

Obca - Jaan Kaplinski

Edmund Blair Leighton - Pelleas i Melisanda - 1910
Obca

Z głębi rozpaczy przyszłaś na świat
z serca udręki dostałaś duszę
a pewnej nocy gdy władca twój spał
z zagrody cieni musiałaś wyruszyć

obudził się wicher i przemknął nad tobą
długo wśród bagien szukałaś drogi
nad ranem niebo zwały chmur spowiły
a twarz twą chłostał ulewy bicz srogi

stały jałowce w ciasnym półkolu
kamienna droga twe stopy raniła
wygasłych ogni tajemna poświata
wciąż spoza dali lasów mamiła

jak słudzy oddani kroczyły za tobą
czarny cień z jeszcze mroczniejszym losem
i kiedy wreszcie na scenę dotarłaś
w akcie ostatnim ktoś szeptał półgłosem

klęczał i błagał rycerz waleczny
Mélisando ma miłość nigdy nie zagaśnie
na koniec oboje kochanków zabito
naród bił brawa i klaskał radośnie

Jaan Kaplinski
tłum. Aarne Puu

Znów oszukał mnie fałszywy żebrak - Danuta Hasiak

Jean-Jacques Cazin
Znów oszukał mnie
fałszywy żebrak

bądźmy nieczuli
na pełzaki
to specjalny
gatunek ludzi

bez oporów
zrzucają z siebie kłopoty
by bez reszty nas
nimi otoczyć

wpełzają przez oczy
przebrane za anioła
wślizgują się przez uszy
by jak diabeł
fałszywym słowem kusić

dlatego czasem
dobrze jest poddać się
hibernacji serca

Danuta Hasiak

Zapiski zimowe - Danuta Hasiak

Zapiski zimowe

dwa dębowe serca liści
zastygłe w uścisku
kurczowo zaciśniętej
białej łapki zimy
schowane
pod przeźroczystą taflą
kałuży

jak wiecznie młode
ciała kochanków z Pompejów
w gorejącym uścisku
skamieniałej lawy

***

prawd jest tyle
ile oczu
na nią patrzy

a jednak
gdy ją widzimy
odwracamy głowę
lub przechodzimy na drugą stronę
bojąc się
że spojrzy na nas
z wyrzutem

***

milczenie mówi wszystko
gdy obejmujesz mnie ramionami
wszechświata

kiedy odchodzisz
rozpadam się
w lodowy pył
spadającej komety
na cztery strony świata

Danuta Hasiak

Granice strachu - Danuta Hasiak

Erica Hopper
Granice strachu

zamknąć powieki
otworzyć oczy wyobraźni
która
bez paszportu podpisów obowiązujących dat
przenika wszelkie granice
sięga nieskończoności

oczy strachu choć równie wielkie
wyolbrzymiają odległość
wyciągniętej ręki
jednak
zawężają świat

Danuta Hasiak

W labiryncie - Danuta Hasiak

W labiryncie

odcisk
palca na szybie
jeszcze dość wyraźny
jednak jest to
najbardziej zagmatwany labirynt
jakiego nikt dotąd nie poznał
a ja
w samym jego środku

czy zdążysz
rozwiązać
kod
zapisu
linii papilarnych
i trafić
do mnie
w odpowiedniej
chwili?

Danuta Hasiak

Para bezdomnych na ławce z księżycem w dłoni - Danuta Hasiak

Para bezdomnych
na ławce z księżycem w dłoni
Z cyklu „Pół myśli, pół wiersze”
mimo
pustej kieszeni

stać ich
na miłość
nie z tej ziemi

Danuta Hasiak

Drugi brzeg - Danuta Hasiak

Drugi brzeg

siedzą na dwóch przeciwległych
brzegach samotności
z wędkami w dłoniach
zanurzonymi
w martwym jeziorze

marzą
o złotej rybce
która podaruje im
kochające serce

będą tak siedzieć całą wieczność
całą wieczność
jeśli czekając na cud
nie ożywią tej wody
sami
choć kroplą miłości

Danuta Hasiak

2 stycznia 2012 - Danuta Hasiak

Stanisław Wyspiański - Śpiący Staś
2 stycznia 2012

ten rok jest jeszcze bardzo malutki
dopiero w powijakach
bez butków
trzeba się nim opiekować
natchnąć miłością
by uwierzył w siebie

przed nim
długa droga
jak przed nami
dlatego
nie żałujmy
słów
od których rosną
skrzydła

Danuta Hasiak
PS. Dziękuję:)

Obłędny nurt - Gottfried Benn

Obłędny nurt
Trunkene Flut

Obłędny nurt,
w plamach snu i transu,
o absolut,
co czoło mi zakrył,
które obronię –
stąd biorą się
rzeczy głębokie,
o których dusza wie.

wśród gwiazd gorączki,
w bezkresnych dalach,
noce, mój drogi,
śmierć zapomniana,
w czasów jedności,
w krzyku stworzenia
zaczyn wspólnoty
porywa – wzbiera.

potem jesteś sam
po ogromnej nocy,
plon i wino masz
z pełnej komory;
cichnie odgłos rogów,
las do snu się bierze,
do podziemnych grobów
schodzi znów Demeter.

a jeszcze w grzbiecie
i w szpiku kości
nagłe olśnienie,
lazur zatoki,
i dawne łzy,
gdy z nędzy jawnej
stwórca się śni,
co życie daje,
co cierpiał wiele,
co wiele widział,
i kroczy zawsze
blisko brzegu,
gdzie nurt się wzdyma,
co kryje duszę
jak naparstnica
plamiącą górę.

Gottfried Benn
przełożył Andrzej Lam

Aprèslude - Gottfried Benn

Aprèslude
Tauchen mußt du können, mußt du lernen

Ucz się znikać, ćwicz wytrwale,
raz powodzenie jest, raz klęska,
gdy jakiejś chwili światła zbraknie,
nie rezygnuj, nie uciekaj.

Trwaj i wytrwaj, skryty raz,
raz wymowny i raz niemy,
takie prawo, nie iskierki,
nie one same – patrz:

Natura tworzy swoje wiśnie
i gdy kwiatów skąpi wiosna,
swe pestkowe sprawy pilne
na życzliwsze lata chowa.

Nie wie nikt, jak kiełek rośnie
i czy kwiat znów będzie kwitł –
trwać i wytrwać, tym sposobem
żyć i zmierzchać, apréslude.

Gottfried Benn
przełożył Andrzej Lam

Najpierw - potem - Gottfried Benn

Johann Heinrich Füssli - 1793
Najpierw - potem
Erst Wahn von Grösse

Najpierw zwid wielkości,
szemrane korony,
i – nic prócz nagości,
nikt jej nie osłoni.

Najpierw szumne burze,
pochody i dym,
potem drżenie próżne:
a więc też i ty -?

Kiedy szał ustanie,
jątrzy fraza znana:
Domini canes –
Psy swojego pana.

Gottfried Benn
przełożył Andrzej Lam

Drobne ogłoszenia i wróżby - Tadeusz Różewicz

Hieronim Bosch
drobne ogłoszenia i wróżby

wymienię wzrok na dotyk
dotyk na zapach
wymienię zapach na smak
smak na pikantne paluszki
wieprzowe w kolorowym pieprzu
wymienię paluszki
na wierszyk
Opisz mi czułość
a ja ci powiem
czy będziesz grafomanem
opisz mi szczęście
które cię spotkało i
nieszczęście
które na ciebie spadło
a powiem ci kim jesteś

powiedz mi w wierszu
możliwie krótkim
czym się różni miłość
od nienawiści
powiedz mi
czym się różni
czarny kwadrat od białego
a ja ci powiem
czy będziesz malewiczem
czy tylko ramą do obrazu
powiedz mi czym się różni
wtorek od środy
a powiem ci czy jesteś
futurologiem czy futuro
ględą
powiedz mi kiedy świat
się skończy
a ja ci powiem kiedy
się nie skończy

Tadeusz Różewicz

Echa zimowe (fragment) III - Antoni Lange

Echa zimowe (fragment) III

W noc księżycową, w noc styczniową,
Na wytoczonych pędzę saniach;
W ciszę zimową, bezechową,
W łagodnych, sennych kołysaniach.

Bułane konie mkną, jak strzała,
I srebrne dzwonki cicho dzwonią,
Aż dusza świata zapomniała,
Szczęśliwa nowych mar pogonią.
Ignacy Zygmuntowicz (Czesław Wasilewski) - Sanna - ok.1930


Srebrzysty księżyc w złotem kole
Gwiazd na szerokie, bezgraniczne,
Niepokalane rzuca pole
Tęczowe błyski krystaliczne.

W noc księżycową, w noc styczniową,
W białych obszarów ciszę płynę,
W ciszę zimową, bezechową,
W śnieżystych mar i snów krainę!

I roję jakiś step bezmierny,
Gdzie niema nic, prócz bieli śniegu;
I gdzie lodowisk kształt misterny,
W nieznanych błyska widm szeregu.

I chciałbym płynąć tak bez końca,
W tę śniegów puszczę bieliźnianą,
Gdzie dusza senna i milcząca,
Ciszą oddycha nieprzerwaną.

Antoni Lange

Marzenia zimowe - Arthur Rimbaud

Marzenia zimowe

Dobrze nam będzie w tej zimowej jeździe
W miękkim różowym wagonie.
W błękitnych kątach poduszek jak w gnieździe
Całusów rój utonie.

Aby nie patrzeć na okienne szyby,
Zanikniesz oczęta strwożone,
Bo tańczą w nocy czarne wilki niby
A niby czarne demony.

Nagle uczujesz dotyk połechtliwy —
To całus lekki, pająk dokuczliwy,
Po karku ci się snuje.

Powiesz mi: "Złap go!", uchylając głowy,
I rozpoczniemy bestii długie łowy,
Która daleko wędruje.

Arthur Rimbaud
przełozył Jarosław Iwaszkiewicz

Zabłąkani - Arthur Rimbaud

Zabłąkani

Na mroźnym śniegu w mgle skuleni,
Jules Joseph Lefebvre - Girl with a Mandolin - 1910
U okna, co się blaskiem mieni,
                Jak złoty ślep -
Pięcioro biedot - mali, czarni,
Patrzą, jak piecze się w piekarni
                Pszeniczny chleb.

Patrzą, jak mocne białe ramię
Układa bochen w pieca ramie,
                 W ognistą cieśń,
jako się dobry chleb nagrzewa,
A uśmiechnięty piekarz śpiewa
                 Swą starą pieśń.

Poprzykucali w krąg bez ruchu
Pod ciepłem, którem tchnie w podmuchu
                Piekarny sklep -
A gdy zładzony na wieczerzę
W zarumienione bochny świeże -
                Wyjmują chleb,

Kiedy skroś czerni dymnej blachy
Śpiewają grzanki i zapachy,
                 I blask, i gwar -
Gdy z cieplej szyby bucha życie,
Duszę ogarnia im w zachwycie
                Tak wielki czar!

I tyle szczęścia czują w łonie
Maleństwa zmarzłe w mgle i szronie
                 Spod nędznych szmat -
Że oto wszystkie wraz koleją
Kląkłszy, czerwone noski kleją
                Do zimnych krat.

I cicho, niby szept pacierzy,
W ten raj otwarty szept ich bieży,
                Gdy tak się gną
Mocno, aż im się drą spodenki
I szmaty białej koszulenki
               Na wietrze drżą.

Arthur Rimbaud
przełożyła Bronisława Ostrowska

Szukają bóstwa... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Szukają bóstwa...

Szukają bóstwa: jedni z nich w popiele
Nurzając głowy i ścieląc się w kurzu
Przy marmurowych posągów podnóżu,
Albo w posępnym, milczącym kościele;

Inni ku niebu skroń podnosząc śmiele,
W słońc życiodajnych promienistym różu,
W gór, oceanom ochronnym przedmurzu,
W mądrym i dobrym wszechstworzenia dziele;

Inni spokojni, cisi, zadumani,
W nieogarnionej szukają go głuszy,
W nieskończoności bezdennej otchłani — —

Tak od początku swojego istnienia
Wszędzie szukają bóstwa bez wytchnienia,
Tylko go w własnej nie szukają duszy.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Noc zimowa - Bolesław Leśmian

Daniel Danger
Noc zimowa

Skrzeń tajemnica,
Rozzłoceń mus!
We mgle księżyca
Jarzy się mróz!

Okruchy śniegu
Siecią swych fal
Zasnuły w biegu
Bezbronną dal.

Gmatwając loty,
Tamując dech -
Obsiadły płoty,
Jak siwy mech.

Do szyb się garną,
Jak białe ćmy,
Tchnąc w izbę parną:
"To - my! To - my!"

Z karczmy, w zakrzepły
Rozwartej świat,
Dym bucha ciepły
I blask, i czad!

Zaprzepaszczony
W ciemni bez dróg -
Drzewom przez szrony
Złoci się - Bóg.

Sad wśród topieli
Śniegowych głusz
W śmierci się bieli
Bez róż - bez zórz!

W swej pysze pawiej,
Łez tłumiąc znój,
Wśród śnieżnych zawiej
Sen kroczy mój...

Bolesław Leśmian

Dziś - Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Dziś

Dawniej się trzeba było zużyć, przeżyć
by przestać kochać, podziwiać i wierzyć;
dziś - pierwsze nasze myśli są zwątpieniem,
nudą, szyderstwem, wstrętem i przeczeniem.

Dzieci krytyki, wiedzy i rozwagi,
cudzych doświadczeń mając pełną głowę,
choćby nam dano skrzydła Ikarowe,
nie mielibyśmy do lotu odwagi.
My nie tracimy nic, bośmy od razu
nic nie przynieśli - i tylko nam bywa
tak źle, że na złe takie brak wyrazu,
a serce pęka w nas i we krwi pływa.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Głos - Charles Baudelaire

Głos

Kolebka moja stała gdzieś u drzwi biblioteki:
Babelu, gdzie baśń, romans — śród mądrych ksiąg ogromu,
Mieszały się — a z nimi w pyle Rzymiany, Greki;
Ja sam nie byłem wyższy od porządnego tomu.
I słyszałem dwa głosy. Stanowczy a układny
Szeptał jeden: «Ta ziemia — to wyrób cukierniczy;
Mogę (wówczas w rozkoszy nie spotkasz tamy żadnej)
Dać ci apetyt równy powabom tych słodyczy».
A drugi: «O, pójdź ze mną błądzić po marzeń drogach,
Za krańce możebności, w dal, poza światy znane!»
Głos ten śpiewał jak wicher szumiący po rozłogach,
Jak widmo nieokreślne, nie wiedzieć skąd przywiane,
Co słodko pieści ucho, a jednak trwoży sobą.
«Jam gotów, głosie luby!» rzekłem — i od tej pory,
Czuję to, co — niestety! — można zwać mą chorobą,
Fatalnością mych losów. Odtąd poza pozory
Ogromu wszechstworzenia, w czarnej otchłani głębi,
Ja, ofiara dręczona przez jasnowidztwa harpie,
Odróżniam tysiąc dziwnych światów, co się w mgle kłębi,
I wlokę z sobą żmiję, która mi stopy szarpie
I podobny prorokom, jak ongi ci tułacze,
Ukochałem tak czule głąb morską i pustynię;
Śmieję się śród żałoby, przy ucztach świetnych płaczę,
I znajduję smak zdrowy w najbardziej gorzkim winie;
Często spełnione fakta uważam za złudzenia,
Lub okiem tonę w niebie, gdy grunt spod stóp się wali.
Lecz głos szepce z pociechą: «Zachowaj twe marzenia;
Piękności snów szaleńczych mędrcowie nie zaznali!»

Charles Baudelaire
tłum. Adam M-ski

Sztuczne raje... - Charles Baudelaire

Ostad Mahmoud Farshchian
***

Sztuczne raje... Czcze złudy dymów ziołem tkanych...
Ostre smaki... sny boskie lekkiej, czujnej śmierci...
Rozkoszne zapomnienie kobiet zbyt kochanych
I widm minionej troski, co jeszcze mózg wierci...

Kochanki dawne, które miałem za ideały -
Potwory fałszu, pieszczot, kaprysów i złości -
Łaskawe zioła dają wszystko, co wy dały,
Oszczędzając czarnego jutra Niewierności!

One w krew leją życie sztuczne, lecz upojne,
Sen zmysłów podnieconych, złudę - dar Demona;
Dusza pijana, bezwolna, marzeniami strojna,
W bezmiar daje się nosić - jednak, obudzona,

Bezsilnie patrzeć musi na skon snu pięknego:
Gdy do życia powraca - jak przed marą staje
Codzienna rzeczywistość fałszem jej się zdaje -
Jakąś nędzną ruiną snu niedośnionego.

Charles Baudelaire
tłumaczenie Bohdana Wydżgi

Błogosławieństwo - Charles Baudelaire

Błogosławieństwo

Gdy poeta za potęg najwyższym wyrokiem,
Zstępuje na tej ziemi nudy i nieszczęście:
Jego matka, w rozpaczy, z przerażonem okiem
Bluźni — i przeciw Bogu podnosi swe pięście:

«O, czemuż raczej łona nie strułam gadziną,
Zanim na świat wydałam to szczenię ohydne!
Bądź przeklęta, chwilowej rozkoszy godzino,
Gdy tą pokusą drgnęło me łono bezwstydne.

Boże, skoroś mnie wybrał śród trzody niewieściej
Abym memu mężowi była widmem kary,
I ponieważ nie mogę w całej mej boleści
Jak list miłosny w ogień rzucić tej poczwary:

Więc twą nienawiść dla mnie, ja odbiję w gniewie
Na tym tworze wyklętym twoich złości lutych,
I tak gałęzie pognę w tym nikczemnym drzewie,
Że nigdy nie wypuści pączków swych zatrutych».

Tak szałem nienawiści warga jej się pieni,
I, nie pojmując wiecznych wyroków pochodni,
Sama przygotowuje w piekielnej bezdeni
Stosy dla macierzyńskich zapalone zbrodni.

Ale, pod niewidzialną anioła opieką,
Wyklęte dziecko słońca upaja się czarem,
I zatruty chleb czarny i zatrute mleko —
Zdaje mu się ambrozją i boskim nektarem.

Igra z wiatru powiewem, rozmawia z obłokiem
I upaja się dźwiękiem dróg krzyżowych pieśni,
A duch, co go w wędrówce śledzi krok za krokiem,
Płacze, widząc, że wesół jak ptaszkowie leśni.

Wszyscy, których chce kochać, patrzą nań z bojaźnią,
Albo, rozzuchwaleni dziecięcia spokojem,
Próbują, jaką dotknąć mogliby go kaźnią
I łzy jego wywołać okrucieństwem swojem!

Do wina i do chleba, które on połyka,
Mieszają czarny popiół i nieczyste jady,
Obłudnie precz rzucają, czego on dotyka,
Skarżą się, że stąpali, gdzie nóg jego ślady.

Jego kochanka stawa na rynkach publicznych,
Wołając: «Gdym dość piękną dlań i dość wspaniałą,
Ażeby on mnie wielbił, więc wzorem klasycznych
Bogiń każę wyzłocić swe różane ciało!

Upoję się kadzidłem i myrrą, i nardem,
Mięsem płeć swą odświeżę, wykąpię się w winie,
Aby poznać ze śmiechem, czy w tym sercu hardem
Wywołam, że mnie będzie czcił jako boginię.

A kiedy się bezbożną tą znudzę zabawą,
Położę na nim dłoń swą mocną, choć bezsilną,
I harpią swych paznokci bezlitośnie krwawą
Do serca jego drogę znajdę nieomylną.

I jak omdlałe ptaszę, co drżąc się szamota,
Wydrę mu z łona serce jeszcze krwią bijące,
I, ażeby nakarmić miłego mi kota,
Z pogardą mu i śmiechem na ziemię je strącę».

Ale tam, gdzie słoneczny widzi tron — w błękity
Wznosi dłoń rozmodloną wieszcz pełen pogody,
I drżą w nim jasnowidzeń błyskawiczne świty,
I nie słyszy, jak huczą wzburzone narody.

«Błogosławionyś Boże, co dajesz cierpienie,
Jako boskie lekarstwo przeciw naszym grzechom,
Jak najlepszej esencji przeczyste płomienie,
Które silnych gotują ku świętym uciechom!

Wiem, że ty zachowujesz miejsce dla poety
W błogosławionych kołach twych świętych legionów,
I że go przywołujesz na wieczne bankiety
Cnoty i rozanieleń, panowań i tronów.

Wiem, że ból — to jedyny herb na tym padole,
Którego nie poruszą piekła ani nieba,
I że, by mą mistyczną upleść aureolę,
Na to wszystkich stuleci, wszech globów potrzeba.

Lecz nieznane metale, perły z głębi morza,
Zatracone klejnoty Palmiry odwiecznej,
Cały ten skarb najdroższy, promienny jak zorza,
Byłby na jasny diadem mój niedostateczny.

Gdyż uwity on będzie z światłości przezroczej,
Czerpanej z pierwotnego ogniska promieni,
Z tych źródeł przenajświętszych, których ludzkie oczy
Są jedynie zwierciadłem nędznym, pełnym cieni».

Charles Baudelaire
tłum. Antoni Lange

Luna melancholijna - Charles Baudelaire

Josephine Wall - Diana
Luna melancholijna

Dziś wieczór Luna jakoś bardzo rozmarzona;
Jak piękność zanurzona w poduszkach po brodę,
Co nim sen nierychliwy wreszcie ją pokona,
Pieści lekko, dyskretnie swoje piersi młode -

Na atłasowym grzbiecie rozłożystych lawin
Ekstatycznie przeciąga się ruchem omdlałym
I sennie śledzi wzrokiem te pierzchliwe zjawy,
Co suną po błękicie niczym okwiat biały.

A gdy na ziemski padół, pełna rozmarzenia,
Upuści łzę przelotną czasem od niechcenia -
Poeta wrogi snowi, dusza piękno czcząca,

Bierze zbożnie w dłoń swoją tę łzę księżycową,
Jak odłamek opalu skrzącą się tęczowo
I kryje ją w swym sercu przed oczami słońca.

Charles Baudelaire
przełożyła Maria Leśniewska

Psalm stojących w kolejce - Ernest Bryll



Psalm stojących w kolejce

Za czym kolejka ta stoi?
– Po szarość…
Na co w kolejce tej czekasz?
– Na starość…
Co kupisz, gdy dociśniesz się wreszcie?
– Zmęczenie…
Co przyniesiesz do domu?
– Kamienne zwątpienie…

Bądź jak kamień, stój wytrzymaj
Kiedyś te kamienie drgną
I polecą jak lawina
Przez noc.
Przez noc
Przez noc.

Ernest Bryll

Szczęście - Ewa Najwer

Szczęście

Wierzę w ukryte przede mną
szczęście – bukiet iluzjonisty.
Nie widzę go, ale wiem
jakimi barwami się mieni.
Zakpi ze mnie artysta
kiedy zejdę ze sceny:
zapełniając przestrzenie
barwami i szelestem
kwiatami
nonszalancko
obsypie innych
jak deszczem.

Ewa Najwer

Rozstanie - Ewa Najwer

Justyna Kopania
Rozstanie

Rozeszliśmy się oboje
w trzy strony świata
w czwartą stronę winy
w piątą stronę żalu

ty od siebie
ja ode mnie
byle dalej

Ewa Najwer