Naszych matek maleńkie mieszkanka - Wojciech Młynarski



Naszych matek maleńkie mieszkanka

Mały balkon nasturcja porasta i trzepoce na wietrze firanka,
świecą zmierzchem w ciemnej ścianie miasta naszych matek maleńkie mieszkanka.
Matka dzień o świtaniu zaczyna, szarym wróblom okruchy wymiata,
czasem świeczkę zapali, za syna, co wyfrunął daleko, do świata.

W matki domu wrzos zeschły i mięta, listy, które oszczędziła wojna,
w matki domu codzienność odświętna, w matki domu powszedniość dostojna.

Biegnący przez huczący kram dnia twego,
tak dawno już nie byłeś tam, dlaczego?...

Przytulone jak jaskółcze gniazda ciepłym gwarem świergoczą co ranka
w ciemnej ścianie ponurego miasta naszych matek maleńkie mieszkanka.
W matki wzroku niepokój odważny o dziś, jutro, o dziecko sąsiada,
tutaj nie ma spraw małych, nieważnych, tu każdemu należy się rada.

Przez to miejsce maleńkie i schludne biegnie prosto i dalej gna w przestrzeń
twego życia zerowy południk, byś mógł sobie określić - gdzie jesteś?
Aż nadejdzie zwyczajny poranek i któregoś zwykłego poranka
zogromnieją w pałace lustrzane naszych matek maleńkie mieszkanka.

Uśmiech matek ozdobi oblicze, matki będą powtarzały sobie,
że dziś muszą wrócić królewicze, zagubieni po świecie synowie.
Każda matka łzę jasną uroni, drzwi otworzy niezdarnie i prędko.
Syn królewicz przybył szóstką koni? Nie, to tylko pan listonosz z rentą...

Biegnący przez huczący kram dnia twego
tak dawno już nie byłeś tam, dlaczego?

Wojciech Młynarski

2 komentarze: