Do Jonathana Swifta
Do ciebie zwracam się, dziekanie,
Prosząc o dobre rady twoje.
Na tak nieczęste powitanie
Żadną się chlubą nie przystroję.
Widzę ocean zielonkawy,
Jak pianą bije w brzeg skalisty
I w białych palcach tej oprawy
Szmaragdem połyskują wyspy.
Mieni się kamień fioletowy
Ponad Irlandią torfowiska
I w domach pod hukaniem sowy
Rynka w kominie kaszą pryska.
Srebro wyszycia, błysk peruki
I gęsie pióro mapę kryśli
Dla pouczenia i dla sztuki
Zawsze nie w tej, co sądzą, myśli.
Według tej mapy, znak po znaku,
Mój okręt odnajdywał skróty.
Zwiedziłem ziemie Brodbingnagu
I nie minąłem wysp Laputy.
Poznałem także plemię Jahu,
Co wielbi własne ekskrementy,
Żyjący w niewolniczym strachu
Donosicielski lud wyklęty.
Życie się moje przełamało
Na fazy najzupełniej różne,
Solą burz morskich w serce wiało,
Lecz nie jest jeszcze całkiem próżne.
Niepojętego zaślepienia
Na oczych nie nosiłem wstążki.
I szczera wściekłość opromienia
Moje rozliczne obowiązki.
Ty możesz wskazać mi, dziekanie,
Jak się ten płyn przedziwny stwarza,
Że prócz inkaustu pozostaje
Coś więcej na dnie kałamarza.
Daj mi sekrety swego wieku,
Abym nie krzywił się obleśnie
Jak ci, co prawią o człowieku
I tylko cicho skomlą we śnie.
Odbity w lustrze Xsiążę raczy
Chcieć pochwał swoich rymopisów
I kupry chylą w tył dworacy
Rzędami Whigów i Torysów.
Xsiążę, dziekanie, zwykle błądzi,
Choć za nim racja jest i siła.
Prztyczek ze sławy go wytrąci
I w piekło kartoteki zsyła.
Trwalszy twój dom pod krzykiem sowy,
Gdzie noc irlandzkie sypie deszcze,
Niż grymas książąt marmurowy
I drzewka lauru przypochlebcze.
Dotychczas mówią twoje usta:
Rzecz ludzka nie jest zakończona.
Kto dziejów doskonałość uzna,
Bezbronną śmiercią niechaj skona.
Odwagi, synu. Bierz okręty,
Na linach śmieszną flotę prowadź
I mrówczych mocarstw dawne błędy
Obszarom chmur daj kamienować.
Dopóki niebo jest i ziemia
Dla nowych Miast gotuj przystanie.
Poza tym nie ma wybaczenia.
Będę się starać, mój dziekanie.
Czesław Miłosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz