Panna Anna - Bolesław Leśmian



Panna Anna
Krakowianka jedna miała chłopca z drewna.
Kiedy wieczór gaśnie i ustaje dzienny znój
Panna Anna właśnie najwabniejszy wdziewa strój

Palce nurza smukłe w czarnoksięskiej skrzyni mrok
I wyciąga kukłę, co ma w nic utkwiony wzrok

To jej kochan z drewna, zły bezmyślny, martwy głuch!
Moc zaklęcia śpiewna wprawia go w istnienia ruch

Śmieszny i niezgrabny, swą drewnianą tężąc dłoń
Szarpie włos jedwabny, miażdży piersi, krwawi skroń

Blada, poraniona Panna Anna bólom wbrew
Od rozkoszy kona błogosławiąc mgłę i krew!

Poprzez nocną ciszę idzie cudny, nocny strach
A śmierć się kołysze cała w rosach, cała w snach

A gdy świt się czyni Panna Anna dwojgiem rąk
Znów zataja w skrzyni drewnianego sprawcę mąk

Sztuczne wpina róże w czarny, ciężki, wonny szal
I po klawiaturze błądząc dłonią patrzy w dal

Dźwięki płyną zdradnie, płyną właśnie tak a tak
Chyba nikt nie zgadnie z kim spędziła noc i jak?

Bolesław Leśmian

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz