Słota
(Dionizje (1922))
Poczekaj, poczekaj, jak to brzmi?
Szare kolumny, wietrzny brzęk,
Sćmiewa ogrody siny deszcz.
Brzęk...
Spływają rosą drzewne brwi.
Poczekaj, poczekaj, jak to brzmi?
To szare smugi dżdżu
Grają „Jardins sous la pluie".
(Claude Debussy:
Słotne Ogrody. — — )
Jakaś niejasność w tym tkwi.
Poczekaj, poczekaj-..
Jak to brzmi?...
Ogrody
Sous la pluie,
Claude
Debussy?
Quasi canzona.
Jeszcze mi się nie marzył Debussy,
Gdy w monotonię tego szmeru
Byłem wsłuchany tak
Jak młodociany żak.
Czy to ta pieśń?
Nie, to nie ta.
Smugi, ukochanie wieczne.
Siekane,
Pijane monotonią,
Melodią, co w kropelkach tkwi.
Najsłodszą byłyście harmonią.
„Wielki miłości smak jest w ciężkie
dżdżyste dni."
Gdzieś wśród targanych georginii,
W jesienny chłód,
Kałuże drżące u wrót...
— Wy dżdżyste, dawne dżdżyste dni.
Jak ja was chcę!
Grave
Błąkania:
Oto żal, jak czarna magia, dojrzałe owoce
Upuszcza na aksamitne tła.
Na trawę.
Czy to ta pieśń?
Nie, to nie ta.
Poco piu cantando
O moje słotne dni dalekiej drogi!
Pomiędzy mokre wory owsa,
Chowała mi się ta najpłochsza,
W starym domu, gdzie straszy.
Taki to już zawsze był rozhowor naszy,
Bez treści, niby jak deszcz szeleści...
W dżdżystą noc tuliła mię pieszczotą
Ta moja pierwsza.
Zdało mi się, że to płynne złoto,
Kapie szmerem i utula mgłą
Wszystkie przedmioty,
Które są:
Zagajniki, stawy, kanały, kolumny,
Bocieniec dumny, lipy, nawet rumianki.
Wszystkie promienne poświaty.
Nawet oczy mojej kochanki;
(Pokazały mi one biel papierową,
martwotę.
Może... to i owo.
Pustotę).
Più lento.
Wszystkie wędrówki, piechotne spacery,
Gdzieś się to wszystko mgłą zawlokło,
Wszystko to już artylerzysty dziś albo sapery.
Może mi teraz serca nic nie będzie gniotło?
Rallenłando.
Taka chwila teraz równowagi.
Wszystko znalezione, ustawione,
Tylko te drzewa we mgle słoty.
Ten uśmiech złoty.
Ten Debussy?...
Poczekaj, poczekaj, jak to brzmi?
Ogrody „Sous la pluie".
Tempo primo.
Nie pamiętam nigdy słotnych dni
Za czasów mojego dzieciństwa.
Tylko te słoty,
Słodkie, złote,
Słoty
Mojej młodzieńczej krwi!
„Senny nalewa kozak gorący płyn herbaty".
Mówiłem tak
W „L'amour cosaque":
(Niewydane!)
Jakież to wszystko pogmatwane.
Myśl taka niespokojna,
I to nie tylko wojna,
Choć i ona.
Czy to ta piosnka, czy zgubiona?
Jechaliśmy...
(I tutaj znowu.
Cóż ja poradzę.
Do pani powrót.
Panno Jadziu).
Jechaliśmy tak do lasu.
Jak konie niosły lekko,
Jak wszystko było daleko,
Tylko był blisko las
I konie
I czas słotny.
Dlaczego wszystko niespełnione.
Niewyczerpane nic?
Tylko ten wiatr i słotny dzień,
Widz
Wieczny.
Kocham, jak wszystko, kocham was,
O dni deszczowe,
Jakaż dobroć w was,
Przytulenia bezkolorowe,
Przegięcia, ciepłość hojna,
Jednostajność spokojna...
Patrzę:
Znalezione, zmierzone, zliczone.
Wszystko,
Nieznośne smutności siedlisko.
Mojej miłości kołysko.
Jakież dalekie twe dzieje, TEATRZE!!
I nigdy twoje imię, Ru! Najrzadsze,
Na moich drogach. — Ucieka jak zając.
(Tu ritardando:
To znaczy zwalniając).
Nie odchodź, nie odchodź mi.
Poczekaj, nie zatrzaskuj drzwi —
Tak — to już wszystko.
To tak mniej więcej brzmi: Ogrodów kolisko.
Kałuże deszczowej wody...
Jardins sous la pluie...
Claude?
Debussy? —
Jarosław Iwaszkiewicz
Już długo chodzi za mną myśl o jego opowiadaniach...
OdpowiedzUsuńBierz się za nie po Steinbecku, bo warto...
UsuńIdę się nurzać w dekadenckich rozmyślaniach. Papa