Park
Nie trzeba tam już chodzić. Narysuj oczyma
na pamięć znany obraz pałacu i wody,
drzewa w liściach. I niechaj nie smucą cię szkody,
które co rok na murach kreśli chytra zima.
Próżno przeczyć zniszczeniu. Nocami podchody
czyni pleśń i historia kładzie cień olbrzyma.
Listopad sprawia wartę: wiatru burzą wzdyma.
Trzepocą białe ściany — zieleni! — swobody!
Skąd przyjdzie wybawienie? Odpływają drzewa
jak ogromne skręty ku nieznanym brzegom,
a na rufach zielonych smutny chłopiec śpiewa.
Rozdajesz pokarm ptakom. Biel podobna śniegom
na oczy ci opada jak martwa ulewa
i przeczuwasz kształt przyszły. Ufaj jego biegom.
Ryszard Matuszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz