Byłaby przestrzeń piaskowo gładka.
Aż horyzont. Gdy go Dürer malował to ku oczom
łagodnym pędzlem podnosił i badał
ogrody drzew i domów ludzkich a do wtóru
kantylenę pagórków wiódł.
U mnie – horyzont stanąłby jak mur
albo do przodu boleśnie wywinął
kobalt by po nim grzechotał lawiną
strzępem blachy po prawej, dalej grud łomotem.
I jeszcze by coś działo się – fioletem
płomieniem między piaskiem niebem i odgiętym
szkieletem widnokręgu
Byłoby to ukradkiem
w brązowym cieniu
kardynalsko w kolorze, ludzko w powątpieniu.
Joanna Pollakówna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz