W czas - Marian Czuchnowski

W czas

Za górą z pstrych ogni, z jaskrawego krzyku,
z mgłą jak wy, szklane domki,
wstają z zmiętej pościeli obłoków.
W las brzozy. Z srebrnych flasz
rozlanych perfum i brylantów,
na powietrzu miękko z zielonego alkoholu.
W świat brzóz, wśród śniadych kantów
olch, upiętych w bladą czerwień woni,
noc szarą słomą ścieliła się w polu.
Rozwiana z czerwonych widoków
na bladą, moją twarz.
Mnie szeptać pod lok. W oknie łąka zmyta mlekiem.
Naga, ciężkie włosy układasz jak dzwona.
Palcami nie pójdziemy po nich
gasić gwiazd: garstki dzikich szmaragdów w nieba naszyjniku.
Nagle je świt ten z zaczajonej wyparował dłoni.

Krzewy nagie i białe, z sadu ciemności, cicho spłynęły ramiona.
Uściśniemy się prosto. Jak człowiek z człowiekiem.
Nad piersiami zachwiana noc smutek przemyca.
Leży z goryczą sukien na nocnym stoliku.
W mgle jak wy, szklane domki
w porannych podwórzach lśnią już skopcami pełnymi księżyca.

Marian Czuchnowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz