Lajos Tihanyi - Tzara - 1927 |
Jawor kusi odpieczętowaną duszę. I prawdą jest, że bojowy alarm sztywnej kory przeciąga tamtędy. Także człowiek idąc w orszaku okruszyn, którymi otacza się jego hałaśliwość, chciałby się ich pozbyć: Lecz w takim razie dość już bałwochwalców kłaniających się aż do ziemi odmianom własnej hańby!
Wyprostujcie się, spojrzenia opuszczone na płomienisko będące larwą buntów!
I wy schlebiające dłonie, chude, oszukańcze dłonie, cóż znaczy wasza niecierpliwość, potok huczy a radości leżące odłogiem podsłuchują pod drzwiami zboża rozkazu bojowego i dumy zabiegów.
Nowe wspomnienie wspina się aż do wszechwładzy nad światem i kilka słów spadłych z warg wystarczy, by odtworzyć mityczne stada zapuszczające się w gardło rzezi. Wznoszące się od tej chwili pożądania usuną pnie głów w poszukiwaniu niemożliwych sposobów użycia.
Fanfara tulipanów na ulicznym wózku.
Samotności, samotności wysoka i jasna, namiętności twoich rozlicznych dek rezonansowych poświęcam tę kartę gorzką, w którą zapuszcza się przyszłość. Tam kąpie się łamacz lodów. Gdzie czuwa słoneczny popiół.
Już doliny rozbrzmiewają od dłoni złączonych w odnowionej przyjaźni palm. Lecz rzeka. Lecz zbyt wiele światła. Lecz krótkie rżenie.
To o śmierci mowa.
Tristan Tzara
przełożył Zbigniew Bieńkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz