Chłopi
Dźwięcząca zieleń i czerwień za miedzą.
A w sali zadymionej aż do granic
Dziewki, parobki przy posiłku siedzą:
Łamią chleb, wino wlewają do szklanic.
Niekiedy w ciszę południa najczystszą
Z ust zaciśniętych pada skąpe słowo.
Pola jak w rosie bez przerwy się iskrzą,
A niebo jest dalekie i z ołowiu.
Dziwacznie skrzy się żar na palenisku,
Brzęczy rój much w ustawicznej pogoni.
Dziewka, schylona w milczeniu nad miską,
Bezmyślnie słucha – krew tętni w jej skroni.
Jurne spojrzenia krzyżują się tajnie,
Wieją zwierzęce wyziewy do progu.
Parobek pacierz klepie jednostajnie
I nagle tuż pod drzwiami pieje kogut.
I w pole znowu. Nieraz przerażenie
Ogarnia ich, gdy w koło szumią kłosy,
I poszczękując upiornie nad ziemią,
Ostre do taktu kołyszą się kłosy.
Georg Trakl
tłum. Leopold Lewin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz