Odys - Jarosław Marek Rymkiewicz

Odys

Powracający Odys, pod terrorem nieba,
Jak należy się ludziom, widział to co trzeba.

Poznał labirynt wiatru i pieśni syreny,
I Skyllę, i Charybdis, i pieczary cieni.

Słońce zielonych wieków paliło mu ciało
I sól z dna oceanów na wargach została.

Rozwijał kartę morza i studiował szlaki,
Lecz na mapach już widział nieczytelne znaki

I żagiel dróg wybranych wiatr wróżebny szarpał,
A Ereb kryła cienka geografii karta.

Chytry, zmieniał zamiary, czaił się do skoku,
Choć wszędzie go czekało Polifema oko.

(Tak Tamerlan figury przesuwał szachowe,
A potem partnerowi zwykle ścinał głowę.

Zwycięzca za bezczelność ginął z ręki kata,
A za braki w technice ten, co dostał mata).

Gdy wrócił do Itaki, czy tej, to rzecz sporna,
Pojął, że piorun Dzeusa był pointą pozorną.

Krajobraz innych wzruszeń przed nim się otwierał.
Sam wybrał, choć, jak sądzę, nie pragnął wybierać.

Wieczny komiwojażer, miał puste walizy,
Kiedy ruszył na północ, z Tejrezjasza wizą.

Porzucił nieśmiertelność, mew nad falą krzyki,
Słońce w pianach i pieśni nowych zalotników.

Pamięć o nim już morze zielone przykryło.
Z wiosłem szedł na ramieniu, aby się spełniło.

Mógł inaczej, zapewne. Wystarczy uwierzyć,
Że tam, gdzie teraz stoisz, twa Itaka leży.

Wiatr jest wiatrem, a cień twój tylko twoim cieniem.
Lecz zawsze ciało będzie wróżebnym płomieniem.

Jarosław Marek Rymkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz