Yury Obukhovsky |
Gdy znienacka kontynent grzbiet z morza wypręży,
Jeszcze długo sny są, jakie były,
A dopiero gdzieś po nich poddaje się język,
Choć i jemu zabraknie wnet siły.
Nie utrzyma się w mowie czerń sosen iglasta,
Szorstkolicej jesieni dolina,
Ani złoty, wilgotny, śmiertelny step miasta
Gdzie lodowiec do drzwi się dobija.
I odpływa rozwiązań i głosów toń głucha,
Przepojone nieprawdą przestrzenie,
I odpychasz glob ziemski, i całą noc słuchasz,
Jak brzmi ciała cudzego milczenie.
Całą noc nasłuchujesz, co krew cudza gada,
I jak w lustrze w niej trwasz w każdej chwili,
W której ciężkie odbicie nie znaczy ni śladem
Gładkich wód czy to Newy, czy Wilii.
Tomas Venclova
przełożył Stanisław Barańczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz