Wincenty Trojanowski - Plac Maksymiliana w Monachium nocą - 1890 |
Długo cię podziwiałem, stałem u okna zyskanego wczoraj,
stałem i podziwiałem ciebie. Jeszcze mi było to nowe
miasto jakby wzbronione, a nieprzekonany krajobraz
mroczył się w dal, jakby mnie nie było. Nie zadawały sobie
najbliższe rzeczy trudu, bym je rozumiał. Koło latarni
uliczka przeciskała się w górę: widziałem, była obca.
Naprzeciw – pokój, współodczuty, rozjaśniony lampą –
i już uczestniczyłem; oni to zwęszyli, zamykali sklepy.
Stałem. I potem zapłakało dziecko. Wiedziałem o matkach
w domach dokoła, co mogą zrobić – i wiedziałem
zarazem o nieukojonych przyczynach każdego płaczu.
A może to śpiewał jakiś głos i wychylał się trochę dalej
ze swojego oczekiwania, albo kaszlał gdzieś na dole
jakiś starzec z wyrzutem, czy jego ciało ma prawo istnieć
przeciw łagodniejszemu światu. Potem wybiła godzina –
ale zacząłem liczyć za późno, minęła mnie i opadła. –
Jak chłopiec, obcy, kiedy się go wreszcie dopuści,
ale nie umie złapać piłki i nie zna żadnej z gier,
w które inni tak beztrosko ze sobą się bawią,
stanie i patrzy gdzieś – dokąd –?: stanąłem, i nagle
poczułem, że cię obchodzę, bawisz się ze mną, dorosła
noc, i podziwiałem ciebie. Tam gdzie wieże
wznosiły się gniewnie, gdzie odwróconym losem
obwiodło mnie miasto i góry nieodgadnione
trwały przeciw mnie, a w zbliżonym kręgu
głodna obcość otoczyła przypadkowe migotanie
moich uczuć – : i to nie było, o Wzniosła,
hańbą dla ciebie, żeś mnie poznała. Twój oddech
szedł przeze mnie; twój podzielony na dalekie powagi
uśmiech wstąpił we mnie.
Rainer Maria Rilke
przełożył Andrzej Lam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz