Płomienie
Woda i światło księżyca równo płynęły w oku. Ostatni
przechodnie nocni ciągnęli swój cień po marmurze. Kolor mieszał
się z hałasem.
Z wysokiej krawędzi zbocza stoczyły się sny z błyskawicami.
Spustoszone pola, w których gubią się cienie i koń przesadza
płot z iskier. Wstęga nocy przyczepia się do strzemion
błękitnego jeźdźca.
Nieistniejący tłum wpada na chodnik po drugiej stronie
ulicy, w sam środek blasków muru zmoczonego deszczem, za
którymi uganiają się urojone postacie z afiszów.
Pierre Reverdy
przełożył Julian Rogoziński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz