Świerki - Dmytro Pawłyczko

Świerki

Siekiera ojca tkwi w pniaku, wbita
Aż po sam brzusiec -
Świerki zdyszane pierzchają w strachu,
Chcą w górę uciec.

Brooks Salzwede
Piła wygina się i napręża,
Ryba zębata.
- No, wskazuj drzewo, które zrąbiemy! -
Powiada tata.

A ja wybieram, jak po jarmarku
Oczami biegam.
Zda się ładniejszy mi taki świerczek,
Który nie z brzega.

- Ten najsmuklejszy! - Nie, mój chłopczyku,
Szkoda go chyba!
- No to ten ładny, w igliwiu srebrnym,
Co lśni jak ryba!

- Żal go! - Więc może ten osmalony,
Omszały spodem!
- Ej nie, niebożę, zrobilibyśmy
Tym wielką szkodę!

- No to ten czarny, powykręcany,
W smole jak dratwa!
- I tego szkoda! Trochę podrośnie
I będzie tratwa.

- A ten, co niby świeczka skrzywiona,
Jak w parastasie?
- Ej, nie! I on się też wyprostuje
O swoim czasie.

Tak chodziliśmy między świerkami,
Śmieszni złodzieje.
- W domu się jeszcze zastanowimy,
Wrócim w niedzielę!...

Przeszło czterdzieści lat. Posłuchajcie -
Szumi żywica
I słońce śpiewa niby dziewica.
Wietrzyk figluje.

Czemu tak smutno jest mi we wszystkich
Krainach świata?
Wysokie świerki stoją, pytają:
A gdzie twój tata?

Dmytro Pawłyczko
Przełożył Bohdan Zadura

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz