Świat jako medytacja
Czy to Ulisses zbliża się ze wschodu,
Awanturnik wytrwały? Drzewa ożywiono
I zima spływa. Ktoś powoli kroczy
Tam, ponad horyzontem, i ogień zagraża
Kretonom Penelopy. I wystarczy ta dzika obecność,
By ze snu zbudzić świat, w którym mieszkała.
Tak długo życie swoje tkała, by powitać
Życie, wierne jej życiu. Wyobrażała sobie
Tę parę, połączoną, w głębokim schronieniu.
Drzewa znów ożywiono, co było ćwiczeniem
W medytacji nieludzkiej. To ją przerastało.
Nocą już jej nie strzegły psom podobne wiatry.
Teraz pragnęła tylko, by wrócił jej siebie.
Nie pragnęła podarków. To jego ramiona
Byłyby naszyjnikiem, pasem, spełnieniem.
Lecz czy to był Ulisses? Czy to było tylko ciepło
Słońca na jej poduszce? Ta myśl biła w niej jak serce.
Myśl biła razem z sercem. To był tylko dzień. To był
Ulisses, i to nie był on. Jednak się spotkali,
To życie z życiem i planety śmiałość.
Ta barbarzyńska siła już w niej nie zgaśnie.
Będzie mówić do siebie, rozczesując włosy,
I powtórzy cierpliwe sylaby imienia;
Tego, który się zbliżał, nigdy nie zapomni.
Wallace Stevens
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz