Pieśń błazna
To nie mleczów puchowe latarki śród traw
Ścina dziecko w igraszce pod płotem:
To korony i mitry z głów strąca na traf
Śmierć wszechmocna, przez żart, mimolotem.
Do trefniczka Śmierć przyszła: "hej, zbieraj się, Kpie,
Pójdziesz, błaźnie, i ty w moje kleszcze,
Pośród koron i tiar pstry kaptur na dnie
Mojej torby ogólnej umieszczę."
Ale garbus na plecy jej skoczył, jak kot,
I łomoce już śmierć dzwonną laską,
Po kościstym czerepie wali gdyby młot
I staruszki natrząsa się wrzaskom.
Żałośliwie Śmierć jęczy: "oj, bracie, już dość!"
Ale błazen się wstrzymać nie zdoła,
Niby dobosz w swój bęben grzmi w pustą łba kość,
I chichoce, i gwiżdże, i woła:
"Ani śni mi się mrzeć, ani ciebie mi strach!
Kocham życie, śmiech, słońce — w ich blaskach i skrach
Żył se będę, dopóki ochota;
Przebrzmią zwycięstw rozhuki, zwiędnie krasy szczep,
Ale nigdy i nigdzie nie zemrze ci Kiep —
Bo bezzgonną jest ludzka głupota!"
Dmitrij Mereżkowski
przeł. Zenon Przesmycki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz