Pośpiesznym ludziom
Słychać trąbkę na szosie wśród siwych obłoków
zadrżały dzikie róże wśród głogów i ostów…
Wędrowcze, cichy gościu,
zejdź z drogi, stań z boku,
Nie zazdrość szybkopędnym.
Żałuj ich po prostu.
Nawijając na siebie mile jak na motki
jadą ludzie bez ziemi,
małorolne pany,
bo łąka im nie kwitnie, ruczaj im nie słodki
las nie dla nich tak ciemny,
śpiewem osypany.
W rowie gdzie niezabudki w niebo wierzą święcie
czai się śmierć szybkości,
dziecinnie złośliwa,
lub biegnie pochylona, aby na zakręcie
chwycić koło, gdy wiraż
w górę je porywa.
Bogatszym od was, państwo, żebrak pod kościołem
zdrowszy rekonwalescent
na swoim szezlongu —
bo w ich rękach są chwile — skarb dalszego ciągu
a was szosy rozniosą
kilometry zedrą.
Niebiosa, lewantyni w haftowanych strojach,
mają czas i na piękność
i na wyczyn burzy.
Wy zbrojni w ostre dźwięki, ryki i poświsty.
Nie dacie nie weźmiecie
niczego oprócz kurzu.
W koło życie pochylone nad dywanem świata
strzyże w polnym natchnieniu
włóczek barwne nacie — —
gdy wasza pusta dusza nad chłodnicą wzlata
z pogardą dla wytchnienia,
którego nie znacie.
Stop! Oto raj akacji. Stop! Tu las sosnowy!
Zaciągnijcie się wreszcie
sekretem igliwia!
O pień dębu oprzyjcie zamroczone głowy,
I niech was ukoi cisza która uszczęśliwia.
Tak, o larwy półślepe, które w okularach
(Rodzice, dzieci, szofer)
dudnicie jałowo
jak pusta beczka, jak melodia stara,
zwalniając przed zdziwioną
rozbawioną
krową.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz