Nike - Julian Przyboś

Nike

Wschodziła ku mnie w świetle głowy
i niosła na ramionach tło:
kolumnadę Panteonu odległą
o lekkość,
z każdym krokiem oddalenia polotniejszą o obłok,
o kopułę
                  z powiewu,
o kopułę z budowy
obłą —
i sto fontann paryskich za nią szło.

Pokonany w nieskończonych o nią bitwach
nie złożyłem nigdy gniewu,
nie oddałem ostatniego tchu,
jeszcze trwała — do zwycięstwa — walka:
Biciem serca, cios za ciosem, uderzałem w —

Żaden kamień nie zmartwychwstał.
Nie poruszył się w glinie słuch.
Ni powietrze pod mym tchnieniem nie wzruszyło się w ptaka.

A już
z napowietrzną raną
                                 głowy,
na okręcie, skamieniałym, jak na grani,
Skrzydlata
wyłamała się z rozmachem z mojej klatki piersiowej,
niosąc w locie granicę między światem a mną.

Julian Przyboś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz