Leonowi PomirowskiemuWiatr z góry przypadł, pod wodę wionął,
Na dnie poruszył śpiewne wrzeciono…
Idę nad mową niewysłowioną,
Jasną po wierzchu, spodem zieloną.
Pod mchy brodate, pod pniów wykroty,
Pod moje stopy podpływa potok,
Na koło swoje, w swoje obroty,
Chwyta, nawija moje tęsknoty.
Płynie pod słońce, wpada pod ziemię,
W skarpach cienistych płucze korzenie…
Wołam nań długim, czystym imieniem:
Źródło zaklęte, moje natchnienie!
Nigdy, do końca dni nie opowiem,
Że tutaj płyniesz, nie znajdę w słowie,
Żeś moje szczęście, żeś moje zdrowie
I białopienna brzoza w mej mowie!
Choćbym ci wszystko we mnie zaprzysiągł,
Wierność do śmierci, miłość na dzisiaj,
Choćbym przystanął, nad tobą przysiadł —
Źródło zaklęte, ty będziesz ciszą!
Chociażbym gusła czynił nad tonią,
Zaklinał wodę i sięgał po nią,
Słowa twojego nie schwytam dłonią,
Choć tak jest blisko, pluska pod skronią…
Dokądże, pokąd, po jakich stronach
Będziesz mnie wiodła, nim cię przekonam,
Nim cię namówię, jasnozieloną?
Niewymówiona, niewysłowiona!
Jerzy Liebert
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz