Oto jak zmieniłem się w psa
Nie, to stanowczo nie do zniesienia!
Złość mnie pokąsała od stóp do głowy.
Taka wściekłość nie dla człowieka:
jak pies wyłysiały łeb księżycowy
wziąłbym
i cały obszczekał.
Chyba to nerwy...
Wyjdę, pochodzę.
I na ulicy nie uspokoję się, gdzie tam!
O dobrym wieczorze słyszę, nie wiem czemu.
Trzeba odpowiedzieć:
znajoma kobieta.
Chciałbym.
Nie mogę -
nie umiem po człowieczemu.
Cóż to, do licha!
Może to sen?
Obmacałem siebie:
wszystko na miejscu - twarz i kark,
jestem taki sam, jak zwykle.
Musnąłem wargi,
a tu spod warg -
kieł mi się wykluł.
Zasłaniam się chustką udając, że siąkam.
Podwojonym krokiem biegnę po ulicach.
Posterunek okrążam z trwogą,
nagle mnie ogłusza:
"Policja!
Ogon!"
Powiodłem ręką i osłupiałem.
To już
nie jakieś kły u wargi,
ale jaśniejsze nad wszystko:
wywinęło się w biegu
spod marynarki
i merda z tyłu
psie ogonisko.
Co teraz?
Jeden zawrzeszczał tłum przerażając.
Po drugim trzeci ocknął się nagle.
Stratowali staruszkę.
Ta się żegnając
coś tam krzyczała o diable.
I kiedy zjeżywszy na twarzy miotlaste kłaki
tłum się ogromny,
rozwścieczony
pchał,
przypadłem na czworaki
i zaszczekałem:
Hau! Hau! Hau!
Włodzimierz Majakowski
przełożył Adam Ważyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz