Ziemia i niebo przemijają,
chwieją się fundamenty światów,
ostatni slogan snuje pająk:
Vanitas vanitatum -
i od balkonu do balkonu,
w wąskiej uliczce, w głębi, na dnie,
pod grozą złego nieboskłonu
pająk i slogan są ostatnie.
Stanisław Wyspiański - Wnętrze kościoła St. Étienne w Paryżu - 1894 |
z dala od rynku, gdzie tak nudno,
kiedy przechodnie przerażeni
pytają się, co będzie jutro;
z trwogą spogląda w niebo karzeł,
co nuty sprzedaje nad rzeką.
I w tłumach ciągle te dwie twarze:
oszusta i potępionego.
II
Po niebie płynie moje serce
i rozpryskuje się na dachach,
ostatni slogan snuje pająk,
amorki na portalach grają
utwory z "Orgelbuchlein" Bacha;
amorkom żal polskiego serca,
uliczka nad Sekwanę skręca,
skręci za parę chwil -
serce na niebie, księżyc - tutaj,
pomyłka, fikcja, złudna nuta:
rue Saint Louis en L'Ile.
III
Ach, co za noc! Co za bezdroża
wśród chmur, a miasta ciężar chmurny
jak na dnie zielonego morza
odnalezione partytury.
Na noszach mnie uliczką niosą,
bełkocę: - Księżyc! Tam! Znad domu!
Jesienin kiedyś taką nocą , . .
zawołał, zawył: - Mamo, pomóż!
IV
Niebo i ziemia przemijają,
chwieją się fundamenty światów,
ostatni slogan snuje pająk:
Vanitas vanitatum.
Nasz każdy wiersz zaorzą pługiem,
będą kartofle, potem wódka,
bo nasze życie - za długie,
a sztuka - za krótka.
Co pozostanie? Noc,
mitologia niedorzeczna,
sowiooka noc, zielonooka noc.
Noc jest wieczna.
(Z gitarą w ręku. Za uszami z kwiatem.
W świetle księżyca.
Chciałbym być choćby najmniejszym
szmaragdem w jej zausznicach.)
V
Paryż. I noc. I Notre-Dame.
I wiatr. Na pustym placu sam
odprawiam modły do Madonny.
Trzy gwiazdki nad wieżami brzęczą
i drżą. Modlitwa kręci mną
jak wiatr natchniony, wir szalony.
"Ziemia i niebo przemijają,
lecz słowo Moje nie przeminie";
kto to powiedział? kto powiedział?
Zapomniałem.
Zapomnieć snadniej. Przebacz, Panie,
za duży wiatr na moją wełnę;
ach, odsuń swoją straszną pełnię;
powstrzymaj flukty w oceanie;
toć widzisz: jestem słaby, chory,
jeden z Sodomy i Gomory;
toć widzisz: trędowaty, chromy,
jeden z Gomory i Sodomy,
pełna "problemów", niepokoju,
z zegarkiem wielka kupa gnoju.
Nie mogę. Zrozum. Jestem mały
urzędnik w wielkim biurze świata,
a Ty byś chciał, żebym ja latał
i wiarą mą przenosił skały.
Nie mogę. Popatrz: to me dzieci,
śliczna kanapa i dywanik,
i lampa z abażurem świeci,
i gwiazdka malowana na nim,
gwiazdka normalna, świeci ziemsko -
a Ty byś zaraz - betlejemską!
Posadę przecież mam w tej firmie
kłamstwa, żelaza i papieru.
Kiedy ją stracę, kto mnie przyjmie?
Kto mi da jeść? Serafin? Cherub?
A tu do wyższych pnę się grządek
w mej firmie "Trwoga & Żołądek".
Lecz wiem, że jednak on się stanie,
ten wielki wicher: na noc szatańską
odpowie nocą mediolańską
święty Augustyn w Mediolanie!
A kiedy minie Twoja burza,
czy przyjmiesz do Twych rajów
tchórza?
O nocy słodka, nocy letnia...
Za oknem galilejska fletnia.
VII
Świt. Sekwana ziewa. Trzy
koty miauczą. Deszczyk mży
i w śmiesznych rynnach woda płacze.
Gdy wróci noc, znów pójdę sam
na pusty plac przed Notre-Dame
i cień mój pomknie za mną tam
z wielką walizką rozpaczy.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz