Ziemia - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Ziemia

Ziemia leci. W rotacji, w elipsie, w postępie
brnie w miękką nieskończoność. W długą nieskończoność
wraz z całym gwiezdnym kluczem płynie w równym tempie
noc przebijając głową, życiem uwieńczoną.
I czemuż jej nie przyznać, że do celu leci
jak żuraw, który sercem przemierza bezdroże,
krzycząc żurawim głosem tęskniących stuleci.
Ziemia, tęskniąca ziemia leci w jasną zorzę.
My na niej jak pająki, rude pasożyty
wgryzione pod jaskółki indygowe pierze.
Ona nas w drogę bierze. Nie cierpi lecz bierze
i życiem naszym mierzy czas w drodze przebyty.
I będziemy wciąż na niej z naszymi oczami,
ustami i słowami, i smutkiem i krzykiem,
Gdy nagle wpłynie w cel swój wraz z nami — wraz z nami,
A wówczas się zbudzimy w szczęściu wielkim, dzikim.
I zatrzyma się ziemia jak żuraw w Kairze.
Nadzieja zerwie z oczu przepaskę i klęknie,
i zagra pieśń spełnienia na swej złotej lirze — —
Będziemy w niebie z ziemią. Byłobyż to pięknie!
Czyżbyśmy się znużyli ziemią przeradosną?
— — Kto się zmęczył pięknością ulubionej twarzy?
Kto miał dosyć Wenecji? Kto się znużył wiosną,
lub słodkim pocałunkiem, nim go mróz powarzył?
W tej oazie wszechświata, w daktylowym cieniu,
byłby śmiech nieskończony, czad jak po eterze,
szaleństwo zastrzyknięte każdemu stworzeniu — —
Radosny każdy człowiek, mądre każde zwierzę.
Popędzajmy więc ziemię. Leć wielka jaskółko!
pogłaszczmy drżące ciało, rozpędzoną glebę.
Jeśli musisz, trać chwile na obroty w kółko
Lecz już doleć! I ja chcę się poznać z twym niebem.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz