***
Zaczekajcie, staruszki, natarte jadem aż do trzewi, faszerowane miętą i biedrzeńcem, najeżone tysiącem szpilek, cynamonowych goździków, obsypane słodkim pudrem deserów.
To już pora wetów!
Kremy, suflety, budynie zapiekane – uczta sięga końca.
Zaczekajcie, staruszki!
Biegnę do was co tchu, odpycham powietrze jak pływak, przykrywany wciąż falą.
Zaczekajcie, już wkrótce!
Już krają dla mnie suknię w poważniejszym deseniu, już zaproszone krety oczyszczają słownik z niepotrzebnych słów.
Lecę ku wam samolotem, jadę furą, podkopuję się, płynę statkiem, zbiegam po niezliczonych schodach, idę wierzchem kanap, krzeseł, wciąż wyżej, wciąż trochę wyżej niż ziemia, trawa i podłoga.
Opóźnia mnie tylko ten śmiech, ten śmiech, który wypełnia mnie po uszy, sadzając to na szafie, to na czubku wierzby, to na gwoździu z krzywo przewieszonym lustrem.
Julia Hartwig
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz