Odchodzisz, ruch twoich nóg cieniuje biegle białe pasmo alei,
kreski naśladujące dłużą się donikąd.
Rysujesz się podług topól, oddalając już tylko rysunek
Pier Toffoletti |
im dłużej, tym smuklej, tym jawniej
zjednoczonej z powietrzem.
Nagle inna
Jeszcze iskrzy się i wikła czerwonymi zygzakami, gdzie widnokres,
a już zarys twój na słońcu
rwie się czarną błyskawiczką –
i zwiewna próżnia im dalej tym barwniej
obiecuje z nieboskłonu jak zza pawia
twoją postać, coraz lżejszą, coraz niklej
niczyją,
odbitkę na zwojach
wiatru –
obiecuje i odmawia.
Nagle inna! Zjawiona gdzie indziej,
nie w dwulinii, którą snułaś po jutrzence idąc,
ale bliżej swego blasku,
ty i nie ty
wracasz
albo może tylko przestrzeń sama z siebie
tak zjaśniała wypatrzona do początku
i powietrze tak się całe jako oddech
twój
uwidoczniło,
że tchniesz we mnie,
napomykasz
biciem dwóch serc równoczesnym,
Niewidzialna, Nadfiołkowa,
Nikła a Zaczynająca
mnie i siebie gorzko-słodką w rozchyleniu warg, na końcu
języka!
Julian Przyboś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz