Nagle inna - Julian Przyboś

Nagle inna

Odchodzisz, ruch twoich nóg cieniuje biegle białe pasmo alei,
kreski naśladujące dłużą się donikąd.

Rysujesz się podług topól, oddalając już tylko rysunek
Pier Toffoletti
siebie samej, płomiennej, pąsowej i rudej,
im dłużej, tym smuklej, tym jawniej
zjednoczonej z powietrzem.
Nagle inna

Jeszcze iskrzy się i wikła czerwonymi zygzakami, gdzie widnokres,
a już zarys twój na słońcu
rwie się czarną błyskawiczką –
i zwiewna próżnia im dalej tym barwniej
obiecuje z nieboskłonu jak zza pawia
twoją postać, coraz lżejszą, coraz niklej
niczyją,
odbitkę na zwojach
wiatru –
obiecuje i odmawia.

Nagle inna! Zjawiona gdzie indziej,
nie w dwulinii, którą snułaś po jutrzence idąc,
ale bliżej swego blasku,
ty i nie ty
wracasz
albo może tylko przestrzeń sama z siebie
tak zjaśniała wypatrzona do początku
i powietrze tak się całe jako oddech
twój
uwidoczniło,
że tchniesz we mnie,
napomykasz
biciem dwóch serc równoczesnym,
Niewidzialna, Nadfiołkowa,
Nikła a Zaczynająca
mnie i siebie gorzko-słodką w rozchyleniu warg, na końcu
języka!

Julian Przyboś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz