Areny Lutecji - Samuel Beckett

Andrei Krioutchenko
Areny Lutecji

Stąd gdzie siedzimy, wyżej niż sięgają stopnie
widzę nas wchodzących od strony ulicy Aren
wahamy się patrzymy w górę, potem z wysiłkiem
idziemy w naszym kierunku przez ciemny piasek,
coraz to brzydsi, równie brzydcy jak inni,
ale milczący. Mały zielony piesek
wbiega od strony Rue Monge,
ona staje, patrzy jak przebiega arenę, jak znika
za cokołem uczonego Gabriela de Morillet.
Obraca się, ja wstaję, wspinam się
po z gruba ciosanych schodach, opieram się lewą ręką
na niezgrabnym oparciu z betonu. Ona się waha,
robi krok w stronę Rue Monge, potem idzie w ślad za mną.
Czuję dreszcz teraz ja się zbieram, innym wzrokiem patrzę
na piasek, na kałużę pod mżawką,
na małą dziewczynkę ciągnącą za sobą serso,
na parę, nie wiadomo, może zakochanych, która trzyma się za ręce,
puste stopnie, wysokie domy, niebo
które oświetla nas, spóźnione. Obracam się, zaskakuje mnie
jej zasmucona twarz

Samuel Beckett
przełożyła Julia Hartwig

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz