Dziewanny - Piotr Sommer

Leon Wyczółkowski - Dziewanny - 1919
Dziewanny

Lato było coś długie tej jesieni. Liście kasztanów nie brązowiały aż do połowy listopada. Powietrze wciąż było pełne zapachów. Młode kobiety wracały od pociągu - właśnie przyjechały, z Warszawy - i szły pod słońce w ciemnych okularach. Właścicielka Baru Ted wymiatała spod furtki zeszłoroczne liście dębu, wzniecając kurz na chodniku. Przyspieszało się kroku idąc w drugą stronę - tylko z powodu poczty, żeby list zdążył wyjść jeszcze tego dnia. Dziewczęta ze starszych klas wracały spowolnionym krokiem, z kurtkami w ręku albo przewieszonymi przez ramię. Po drugiej stronie torów, za nasypem, dziewanny schły wyniośle. Napisy na furtkach wzdłuż Kolejowej, z uwagi na jej tradycyjną przelotowość, brzmiały przyjaźniej niż na innych ulicach. Psy dla przykładu nie były tutaj "złe", ale "groźne" - i ta różnica wróżyła na przyszłość, budowała dobry nastrój. Nadzieje psim swędem wychylały się ze stanu utajenia, jesień pęczniała i było jej tyle co nic.

Piotr Sommer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz