Ofiarowanie Ifigenii - Zbigniew Herbert
Agamemnon jest najbliżej stosu. Płaszcz zarzucił na głowę, ale oczu nie zamknął. Sądzi, że przez tkaninę dostrzeże błysk, który stopi jego córkę, jak szpilkę do włosów. Hipiasz stoi w pierwszym szeregu żołnierzy. Widzi tylko małe usta Ifigenii, które łamią się od płaczu, jak wtedy gdy zrobił jej straszną awanturę o to, że wpina kwiaty we włosy i daje się na ulicy zaczepiać nieznajomym mężczyznom. Raz po raz widok Hipiasza wydłuża się niepomiernie i małe usta Ifigenii zajmują ogromną przestrzeń od nieba do ziemi. Kalchas, o oczach dotkniętych bielmem, widzi wszystko w mętnym owadzim świetle. Jedyna rzecz, która go naprawdę porusza, to obwisłe żagle okrętów stojących w zatoce, które sprawiają, że smutek starości wydaje mu się w tej chwili nie do zniesienia. Podnosi przeto rękę, aby rozpoczęto ofiarę. Chór umieszczony na zboczu obejmuje świat we właściwych proporcjach. Niewielki błyszczący krzak stosu, białych kapłanów, purpurowych królów, głośną miedz i miniaturowe pożary żołnierskich hełmów, a wszystko to na tle jaskrawego piasku i niezmiernego koloru morza.
Widok jest pyszny, jeśli przywołać na pomoc odpowiednią perspektywę.
Zbigniew Herbert
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz