Pałac z maleństwami - Wallace Stevens

Alt Franz
Pałac z maleństwami

Już za bramami z szeregiem wykutych serafinów
I patrzył na mury pełne księżycowych zmaz.

Żółte światło ślizgało się po nieruchomych fasadach
Lub obracało bez końca na wieżyczkach,
A on wyobrażał sobie, że ktoś mruczy i śpi.

Szedł tak sam w księżycowej poświacie,
A każde ślepe okno przerywało
Samotność i myśli przechodzące przez głowę:

Skuszone snami o pierwszym ptasim locie,
Maleństwa mogły się poddać kołysaniu nocy
W komnacie rozjarzonej światłami.

Lecz jego nie chciała utulić noc; w ciemnym umyśle
Wirowały i podchodziły skrzydła czarnych ptaków,
Zamieniając samotność w torturę.

Szedł sam w świetle księżyca,
Z chłodną niewiarą w sercu.
Kapelusz z szerokim rondem zasłaniał mu oczy.

Wallace Stevens
przełożył Jacek Gutorow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz