Aleksander Siergiejewicz Puszkin
Co było — nie wróci, i szaty rozdzierać by próżno.
Cóż, każda epoka ma własny porządek i ład...
A przecież mi żal, że tu, w drzwiach, nie pojawi się Puszkin —
tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł.
Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkanie
i tyle jest aut, i rakiety unoszą nas w dal...
A przecież mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie,
i nie ma już sań, i nie będzie już nigdy, a żal!
Przyjmuję pojętny mój wiek, mego stwórcę i mistrza,
ten trzeźwy wiek mój, doświadczony mój wiek pragnę czcić.
A przecież mi żal, że jak dawniej śnią nam się bożyszcza
i jakoś tak jest, że gotowiśmy czołem im bić.
No cóż, nie na darmo zwycięstwem nasz szlak się uświetnił,
i wszystko już jest — cicha przystań, nonajron i wikt...
A przecież mi żal, że nad naszym zwycięstwem niejednym
górują cokoły, na których nie stoi już nikt.
Co było — nie wróci; wychodzę wieczorem na spacer
i nagle spojrzałem na Arbat i — ach, co za gość! —
rżą konie u sań, Aleksander Siergiejewicz przechadza się,
ach, głowę bym dał, że jutro wydarzy się coś!
Bułat Okudżawa
przekład Witold Dąbrowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz