Rozmawiają ze mną uprzejmie
Aha teraz ze mną rozmawiają uprzejmie
A przedtem każdy dzień tłukł we mnie mechanicznym
świdrem
Moje ciało krew komórki
Rozwijające się młode chcące rosnąć
Zamykane w naczyniu osobliwego nabożeństwa
O osobliwym zaiste kształcie
Podobno ludzi można produkować syntetycznie
Nie wiem
Ja jestem zrobiony z krwi skóry i włosów
A byłem manekinem guzikiem automatu numerem w
kartotece
Goya - Latające Wiedźmy - 1797-98 |
Pewno za chwilę będą mnie bić
Ja widziałem jak bije się ludzi
Chłodną żmiją dreszcz biegnie po plecach
Krew jak farba rękawy brudzi
Ja widziałem nieraz takie hece
Dziś cichutko od ich zmysłów
Wytresowanych beznadziejnie
Uwolniłem się lekki i czysty
Więc rozmawiają ze mną uprzejmie.
WIZJA PIERWSZA
Wchodzę bramą bez muru
Bramą co nie zamyka się i otwiera
Rozgwieżdżone błękitne chóry
Rozmarzający ocean
Pasterz gra na błękitnej kobzie
Brodaty faun na purpurowej trąbie
W mlecznej miazdze gwiazd białe koźlę
Nasłuchuje jak pasterz gra na trąbie
La la la błękitny instrument
Partytury z nieba usunięte
Cały glob przeczarowuje w błękit
Moje białe idiotyczne nuty
W drzewostanie mlecznym ciału dobrze
Pasterz śpiewa na błękitnej kobzie
WIZJA DRUGA
Patrzcie jacy oni dostojni
(tytuł grafiki Goyi)
Mój szef miał oczy kota
Kiciuś mruczek idiota
Gdyby babcia miała wąsy babcia ma wąsy
Na policzkach purpurowe pąsy
Dziewiczej cioci dąsy
Oni mieli wszyscy sierść kły i pazury
Ja tylko zęby paznokcie i skórę
I dlatego zawsze byli górą
I dlatego to była tortura
B a d a n i e
Prowadzili mnie przez korytarz
Morderczo higieniczny
Przez korytarz polarnie biały
Gumę metal i kauczuk przykładali do ciała
Prąd elektryczny metal mogą zabić nagle
Drżałem przed aparatem kontaktem i kablem
WIZJA TRZECIA
Odarła mnie żywcem ze skóry
Lodowata logika maszyny
Nie mogłem znieść metalowej temperatury
Olbrzym zjadł mnie w purpurowej kaszy
W żywej kaszy z przerażenia zębów tkanki
Schrupały nas na miazgę mądre przedmioty
I krew pulsowała przez żółte firanki
A ściana miała żywe zielone oczy
Moje nerwy rozpięte na dachu w antenę
Moje czterotaktowe serce zamieniono w turbinę
Aż turbiny wdeptały w parującą ziemię
Żywe nogi w pończochach mechanicznej dziewczyny
DIALOG
M a l a r z:
Teraz chyba tylko zostać szewcem
Nie znam nawet farby niebieskiej
Na spotkanie z Nową Epoką
Wyjdzie dziecko pod rękę z idiotą
P o e t a:
Już za długo o wieki za długo
Żywe palce wkręcano w śruby
Oczy usta krew żyły ręce
Były młotem klamrą i przęsłem
Korowody heroicznych wyrzynań
Tysiącletnie symfonie rozpaczy
Wariat to ten co nie wytrzymał
M a l a r z:
Wariat to ten który zobaczył
P o e t a:
Nam nie wolno zwariować
Zresztą kto z nas zupełnie normalny
W chustach z wrzasków wariackich na głowach
Głośmy hasła politycznie lapidarne
M a l a r z:
Bram na których tłuczone szkło nie sterczy
Orkiestr gwiezdnych ziemsko wziętych w błękit
P o e t a:
Rękom tylko instrumenty i braterstwo
Ustom miłość i instrumenty
M a l a r z:
Nieśmy celną myśl uściśloną
I wariacki sztandar wyobraźni
P o e t a:
Zapalajmy gwiazdy czerwone
ZAPALAJMY CZERWONE GWIAZDY
Andrzej Bursa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz