Róża II
Bądź ze mną.
Cierpliwie, zawzięcie.
Długo, najdłużej.
Tak czekałem, że wiem to na pewno:
ból wyboli nareszcie, znuży się i zmęczy
i stanie się bez cierni - niedotknięciem róży;
formą tchu po pojęku; pojęciem
czystym
jak znikliwie zalśnienie za wcięciem
na szkle gruboświetlistym,
dźwięcznym,
żyłkowanym migotem zimnym barw półtęczy.
Zaciskam zęby: Niech ból raz za razem, krótko
przenikliwiej się wwierca,
niech kłując ostrym kolcem jeszcze głębiej boli,
niech jak igła mknie wyżej do komory serca!
Niechaj wywabia ze siebie na zewnątrz
ze dna kryształowego wazonu nad wręby
różę, palcami w kroplach krwi zerwaną,
krzepnącą powoli
czarno,
płatek po płatku, ze rdzawą obwódką;
różę tak niespodzianą, że nagle pomocną,
tę, którą mi przyniosłaś. I której się wstydzę,
że nie mogę jej doznać.
Purpurowa, groźna
niechaj pachnie wrogo
przeciw dusznicy
i w aorcie złogom
i – wbrew temu, który we mnie wbity -
niechaj swój cierń wyostrzy i uwielokrotni
na długiej, prężnej, obronnej łodydze!
Niechaj ból boli sam z siebie, niczyj!
Niech rozkrwawia w powietrzu woń róży rozwitej…
Bądź, bądź najbliżej. Dotknij
mojego serca swoją malinową sutką.
Niech tylko czuję aż do bólu mocno,
jak bardzo jesteś mi drogą.
Julian Przyboś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz