Pieśń o znikomości - Włodzimierz Słobodnik

Pieśń o znikomości
Andrei Krioutchenko - Paryż-Montmartre

Jestem, więc mnie nie będzie,
jak Adama i Ewy, jak zmarłych moich najbliższych,
przyjaciół i znajomych,
jak zeszłorocznego śniegu,
jak zeszłorocznych kwiatów.
Jestem, więc mnie nie będzie,
ani mojej radości,
że jestem,
ani mojego smutku,
że mnie nie będzie.
Tymczasem cieszą mnie
jabłka i kobiety,
ulice i kałuże
i każdy dobry człowiek
wśród niezliczonego mnóstwa złych ludzi,
każdy dobry człowiek,
którego dobroć jest objawieniem
i drugą stroną medalu tego świata.
Szkoda tylko, że ta druga strona wbrew logice
jest znacznie mniejsza od pierwszej.
Szkoda, że wskazówki zegarowe rzadko
wskazują godzinę dobroci.
Jestem, więc mnie nie będzie.
Czym będę, kiedy mnie nie będzie?
Piasek odpowiada,
że będę piaskiem,
trawa odpowiada, że będę trawą
i tylko słowo, z którym się od lat borykam,
nie odpowiada mi,
że będę długotrwałym słowem.
Jestem, więc mnie nie będzie,
jak anioła ulepionego z wosku,
który roztopił się w ogniu,
jak kominiarza, który spadł z dachu
i rozbił się na śmierć,
jak zmierzchu sprzed roku,
który pachniał gwiazdami
i powszednimi oczami mojej żony,
jak piątego koła u wozu,
jak…
nie wiem już, jak mnie nie będzie.
Wiem tylko, że jestem,
więc mnie nie będzie.

Z nocy sypie się popiół jak z czarnej urny.

Włodzimierz Słobodnik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz