Hanna Bakuła - 2004 |
Ukośnie czesząc słońcem wodę na zdziwionych stawach,
podaję mknącym lustrom drzew skargę żałosną czajek:
echo wiosennego zachwytu i znoju.
O dłonie uderza melodia lepka jak zapach i płynna
od wspomnień.
Schodzę niżej - zatopić pamięć o dniu chcę w przedwieczornym wodopoju.
Mija czas, a zapomnieć kształtu, woni i żaru jej ciała
nie mogę.
Jak świt ścieżkami miodu napojona trawa
kołysze moją głowę - piekący tęsknoty stóg.
Wyciągnąć tylko dłonie, a zmierzch kapie już mokry od snu,
bocian z żabami kłóci się cicho o wieczór.
Rękami znów narzucę złom mroku na barki jak olbrzymi
kamień -
do wsi nie wrócę.
Psy wyć będą tej nocy pod księżycem długo i żałośnie.
Nie usłyszycie tedy bolesnej pieśni mojej -
pieśni człowieka brnącego przez pola z ciężarem słów
na grzbiecie.
Stanisław Piętak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz