Na połów wieloryba
"Na połów wieloryba! Na połów wieloryba!
Wołał chrapliwie ojciec do syna Prospera,
Który leżał przy szafie i w podłodze szperał
Na połów wieloryba! Na połów wieloryba!
A dlaczego, mój synu, dlaczego
Nie chcesz popłynąć ze mną?"
"A dlaczego, mój ojcze, miałbym pójść, dlaczego?
Wszak wieloryb nie zrobił mi nigdy nic złego,
Płyń sam, choć niepewna pogoda,
Jeśli ci się tak podoba.
Ja wolę zostać w domu i siedzieć przed domem
Z moją mamą i z moim kuzynem Gastonem".
Więc ojciec sam popłynął w uniesieniu chwackim
|
Wojtek Siudmak - Phantom Sailing Ship (fragment obrazu) |
Na swym rozkołysanym okręcie rybackim.
Oto ojciec na morzu,
Oto syn przy kominie.
Oto wieloryb w gniewie,
I oto kuzyn Gaston, siedzący za stołem,
Wywraca wazę z rosołem.
Niedobre było morze,
Ale rosół był dobry,
I oto na swym krześle Prosper się zamartwia:
„Na połów wieloryba, na połów wieloryba,
Czemużem nie pojechał, jakiż ze mnie śmiałek?
A nuż miałbym łut szczęścia i złowiłbym rybę
I uszczknąłbym porządny kawałek”.
Lecz oto drzwi trzasnęły, wiatr zahuczał w piecach,
I ojciec się zjawia zdyszany
Dźwigając zwierzę na plecach.
Rzuca na stół wieloryba, wieloryba o niebieskich oczach,
Takie twory śnią się tylko po nocach,
I woła: "Nie mam sił dalej nieść,
Oporządźcie mi to zwierzę co prędzej,
Jestem głodny, chcę pić i chcę jeść”.
Lecz oto Prosper powstaje,
I patrzy ojcu w białka, same białka oczu,
Oczy ojca o takich przezroczach
Niebieskich, jak niebieskie oczy wieloryba,
Wieloryba o niebieskich oczach:
„A dlaczego mam krajać to zwierzę, dlaczego?
Wszak wieloryb nie zrobił mi nigdy nic złego,
Ja palców w tym maczać nie mogę".
To mówiąc rzuca nóż na podłogę.
Lecz wieloryb się zerwał i nóż chwycił w pięści
I wbija nóż w pierś ojca i szarpie na części.
"Ach, mój Boże, mój Boże – mówi kuzyn Gaston –
To wszystko przypomina mi młodości chwile,
Gdy wybiegałem za miasto
Łowić motyle”.
I oto
Oto Prosper nekrolog ojcowski układa,
Oto matka po mężu żałobę nakłada,
A wieloryb nad nimi pochyla się nisko,
Popłakując, że rozbił domowe ognisko.
Nagle ocknął się z żalu, uderzył hołubca:
„Czemu, czemu zabiłem nieszczęsnego głupca,
Teraz gonić mnie będą żandarmi, gotowi
Całą moją rodzinę przez zemstę wyłowić”.
I wybuchając śmiechem, co krew ścina w żyłach,
Sunie do drzwi, a po drodze do wdowy
Odzywa się tymi słowy:
„Proszę pani, jeśliby się o mnie
Dopytywał ktoś nadto ciekawie,
Niech mu pani odpowie łaskawie
Z miną przyjazną i rzewną:
„Proszę usiąść
I proszę poczekać,
Wieloryba w domu nie ma właśnie,
Ale za jakieś lat... piętnaście
Wróci na pewno".
Jacques Prévert
przełożył Stanisław Baliński